Może to i lepiej? Bo dziś europejski przemysł motoryzacyjny boryka się z ogromną nadwyżką mocy produkcyjnych, a poszczególne zakłady zaciekle rywalizują między sobą o produkcję kolejnych modeli. Przegrani mogą wypaść z gry. Co więcej, decyzje, kto i co będzie wytwarzał, stają się coraz bardziej polityczne – taka była chociażby decyzja Fiata o produkcji nowej pandy we Włoszech. Nie miało to nic wspólnego ani z kosztami, ani z jakością produkcji, z której słynie tyski zakład Fiata.
Na tym tle osiągnięcia gliwickiego Opla, Fiata i poznańskiego Volkswagena są oczywiście imponujące. Ale nie sprawią, że w Polsce ruszą kolejne, nowoczesne fabryki aut. Mogą natomiast przyciągać producentów podzespołów, których mamy coraz więcej. Według nieoficjalnych informacji przynajmniej 1/3 projektów, pilotowanych obecnie przez Polską Agencję Informacji i Inwestycji Zagranicznych, dotyczą branży części motoryzacyjnych, o tyle dziś bezpieczniejszej, że w mniejszym stopniu narażonej na polityczne naciski.
Polska może więc stać się zagłębiem dostawców podzespołów motoryzacyjnych, wszak już dziś większość liczących się producentów z tej branży ma u nas swoje fabryki. Biorąc pod uwagę potencjał eksportowy czy innowacyjność niektórych produktów (jak choćby nowoczesnych silników produkowanych przez Fiat Powertrain), warto się przyłożyć i przyciągnąć kolejne firmy. Może ich wyroby są mniej spektakularne niż gotowe auta, z drugiej jednak strony wszak bez nich te ostatnie nie powstaną. A Polska może tylko na tym zyskać.