W ubiegłym roku inwestycje w nieruchomości mieszkalne odpowiadały za 6,1 proc. PKB. Taki udział tych inwestycji w gospodarce w USA został osiągnięty w 2005 r., w przededniu krachu na rynku nieruchomości, który poskutkował kryzysem z ostatnich lat. W Japonii w szczytowym momencie punkcie bańki nieruchomościowej z lat 70. odsetek ten sięgał 8 proc. PKB.
- Chiński rynek domów wkroczył w fazę spekulacyjnej bańki. Jest jasne, że gdy inwestycje w nieruchomości sięgną 8 proc. nominalnego PKB, ceny domów staną się nie do utrzymania – ocenił Shen Minggao, główny analityk Citigroup w Chinach.
Eksperci Citigroup wyliczyli, że spadek inwestycji w sektorze nieruchomości o 10 proc. przełożyłby się na tąpnięcie chińskiego PKB o 1 proc. Gdyby uwzględnić dodatkowo inwestycje pośrednio powiązane z rynkiem domów, spadek PKB sięgnąłby 2-2,5 proc.
Władze w Pekinie od kilku miesięcy próbują schłodzić koniunkturę na rynku domów, aby nie dopuścić do jego przegrzania. W ubiegłym tygodniu podniosły wymagany wkład własny dla kupujących drugie mieszkanie oraz nakazały lokalnym rządom, aby ustaliły maksymalne ceny nowych nieruchomości. Wcześniej Pekin m.in. dwa razy podnosił stopy procentowe i zakazał Chińczykom zaciągania kredytów na trzecią nieruchomość.
- Rynek domów na te działania jak dotąd nie zareagował – oceniła Sylvia Wong, analityk w hongkońskiej firmie UOB Kay Hian. W styczniu ceny nieruchomości w 100 miastach, które analizuje firma SouFun Holdings, wzrosły o 1 proc. w porównaniu do grudnia. To największa zwyżka od sześciu miesięcy.