Kończy się wielki boom na unijne e-dotacje czyli pieniądze na projekty internetowe nowych firm (działających krócej niż rok). Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości podała, że w ostatnim tegorocznym naborze wpłynęło tylko 746 wniosków o wartości 326 mln zł. To więcej niż wynosił budżet konkursu (135 mln zł), ale aplikacji jest dużo mniej niż w poprzednich konkursach. Tylko raz złożono ich mniej (449), ale był to pierwszy konkurs (w 2008 r.). Potem składano ich odpowiednio 822, 1329, 2809, 1850 i 1400 w pierwszym naborze w tym roku.
Czy rynek się już nasycił czy to raczej rezultat nowych ostrych kryteriów, które obowiązują od 2010 r.? – To efekt nowych, zdecydowanie za ostrych, kryteriów oceny e-projektów. Chyba nawet Facebook by się nie załapał – mówi Paweł Heller, przedsiębiorca, który pozyskał pieniądze na portal, na którym można kupić tanie bilety lotnicze. – Poza tym przedsiębiorcy wiedzą już, że realizacja e-projektów jest trudna. Terminy płatności są rzadko dotrzymywane, a umowa o dofinansowanie stawia PARP w uprzywilejowanej roli – dodaje.
– Nowe kryteria nie są za ostre. Jedynie uwypukliły sposób osiągania przychodów. Nie planujemy ich zmiany. Poza tym rynek już się nasycił. Dofinansowaliśmy bardzo dużo e-biznesów – odpowiada Patrycja Zielińska, wiceprezes PARP.
To trzeci konkurs na nowych, ostrych zasadach. Dwa ostatnie skończyły się niewykorzystaniem budżetów i to mimo, że firmy złożyły dużo projektów. W pierwszym, tegorocznym naborze przedsiębiorcy złożyli ich 1400. Dofinansowano tylko 122. W rezultacie z 307,5 mln zł wykorzystano tylko 57,4 mln zł. Podobnie było w 2010 r. kiedy przy budżecie 321 mln zł wybrano jedynie 160 z 1850 projektów na kwotę 74,7 mln zł.
– Teraz wpływają tylko najlepsze projekty mające szansę utrzymać się na rynku – mówi Iwona Wendel, wiceminister rozwoju regionalnego. Jej zdaniem rynek może jeszcze przyjąć około 200 mln zł, a z każdego naboru da się wybrać pomysły o wartości 50-60 mln zł. Dlatego resort rozwoju rozważa przesunięcie pieniędzy na inne cele.