E-myto miało uszczelnić system poboru opłat za korzystanie z autostrad przez transport ciężki i zbliżyć nas do europejskich standardów. Za 5 mld zł (tyle będzie kosztował) mamy system niespotykany w Europie, bo tak "uszczelniony", że kary płaci coraz więcej kierowców... aut osobowych.
To efekt ustawy o drogach publicznych, która nakazuje płacić myto za przejazdy autostradami i wybranymi odcinkami dróg krajowych kierowcom pojazdów o dopuszczalnej masie całkowitej (DMC) powyżej 3,5 tony. 1 lipca ubiegłego roku wszystkie takie pojazdy objął system elektronicznego poboru opłat, tzw. e-myta. Także prywatne vany, terenówki czy półciężarówki z przyczepami, które "w zestawie" przekraczają dopuszczalny tonaż.
A brak opłat oznacza słone kary (najczęściej wlepiają je inspektorzy Inspekcji Transportu Drogowego). Mandat to 3 tys. zł, czyli tyle, ile w podobnej sytuacji płaci kierowca 30-tonowego tira.
– Jechałem po konia pod Gdańsk autostradą A1 – mówi oburzony pan Jan, hodowca z Mazowsza. – Dostałem mandat, bo kontrolerzy zsumowali tonaże i orzekli, że jechałem zestawem ciężarowym. A ja przecież mam tylko terenową toyotę z przyczepką. Jeżdżę tym po całej Europie i nigdzie mnie nie biorą za tirowca!
Rzecz w tym, że toyota hodowcy ma w dowodzie rejestracyjnym DMC 2760 kg, a przyczepka, choć lekka – 750 kg. Razem to więcej niż 3,5 tony. A w Polsce taki zestaw podlega już opłacie. To ewenement w Unii Europejskiej, bo tylko u nas całkowita masa pojazdu liczona jest jako suma auta i przyczepy, a nie samego auta.