Wśród nich są przedstawiciele największych japońskich korporacji, m.in. Toyoty, Mitsubishi, Hitachi, Toshiby i Sumitomo. Dziś mają zaplanowane spotkania w Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych oraz Ministerstwie Finansów, jutro rozmawiać będą z wicepremierem Waldemarem Pawlakiem oraz szefem Rady Gospodarczej przy premierze Janem Krzysztofem Bieleckim.

– Nie będą podpisywane żadne umowy – powiedział „Rz" Yoshizane Ishii, pierwszy sekretarz ambasady Japonii w Polsce. Jaki jest więc cel wizyty? – W Japonii nieustannie słyszy się o kryzysie fiskalnym w Europie. Teraz japońscy biznesmeni będą mogli ocenić, jaki jest faktyczny stan polskiej gospodarki, że jest ona zieloną wyspą. Będą też mogli rozejrzeć się za okazjami inwestycyjnymi – wyjaśnił Ishii. Ostatnio Japończycy zaangażowali się nad Wisłą w ubezpieczenia: tamtejsze towarzystwo Meiji Yasuda wraz z niemieckim partnerem Talanx kupiło Wartę i TU Europa.

Ale dalsza poprawa wizerunku Polski w oczach Japończyków może się okazać istotna. Na przełomie tego i przyszłego kwartału państwowy fundusz emerytalny Kraju Kwitnącej Wiśni (GPIF), największy taki podmiot na świecie, zarządzający aktywami o wartości 108 bln jenów (4,2 bln zł), zacznie bowiem inwestować na rynkach wschodzących. Będzie się koncentrował na 21 państwach z indeksu MSCI EM obejmującego także Polskę.

Analitycy, z którymi rozmawialiśmy, mają jednak wątpliwości, czy GPIF będzie inwestował na Wisłą tak dużo, jak norweski fundusz emerytalny GPFG. Ten ostatni pod koniec ub.r. miał akcje 48 polskich firm warte 3,3 mld zł. Wprawdzie stanowiło to tylko 0,3 proc. wartości jego portfela akcyjnego, ale to i tak niemal dwukrotnie więcej, niż wynosi udział Polski w indeksie MSCI ACWI, obejmującym 45 rynków dojrzałych i wschodzących. Ale pieniądze Norwegów inwestuje nad Wisłą BPH TFI, tymczasem o tym, aby wśród zarządzających aktywami GPIF znalazła się jakaś polska instytucja, pytani przez nas przedstawiciele menedżerowie funduszy nie słyszeli. – Ostatnio giełdy Europy Środkowo-Wschodniej wypadały gorzej niż inne rynki wschodzące. Kryzys w sąsiadującej z nimi strefie euro nie zachęca, aby na nich inwestować – powiedział „Rz" Anders Svendsen, główny analityk ds. rynków wschodzących w banku Nordea.