Ponad 73 proc. firm transportowo-spedycyjno-logistycznych w Polsce padło co najmniej raz ofiarą kradzieży lub wyłudzenia towaru – wynika z danych Polskiej Izby Spedycji i Logistyki. Najczęściej kradzież towaru ma miejsce w transporcie drogowym.
– To najczęściej kradzieże w białych rękawiczkach – mówi Marek Tarczyński, prezes PISiL. Jak wyjaśnia, firmy zajmujące się wyłudzaniem towarów działają na podstawie sfałszowanych licencji. Mechanizm jest prosty: spedytor w dobrej wierze powierza towar przewoźnikowi, ten odbiera go, ale do miejsca przeznaczenia nie dostarcza.
– Nieraz fałszywe firmy wykonają kilka kursów i znikną dopiero z wartościowym towarem, który zostanie im powierzony, jak już zaskarbią sobie zaufanie zleceniodawcy – mówi Tarczyński. Mimo że branża stara się z tym walczyć i sporządza m.in. bazy firm transportowych, takie sytuacje wciąż mają miejsce.
Jednym z powodów jest występująca nieraz konieczność znalezienia przewoźnika pod presją czasu. A rynek firm transportowych w kryzysowych latach 2008 – 2009 znacznie się skurczył.
Rzadziej tego typu zjawiska występują w transporcie lotniczym. – To najbezpieczniejszy rodzaj transportu. Praktycznie nie ma kradzieży towaru przy załadunku. Towar przewożony jest w zaplombowanym kontenerze, możliwości kradzieży są ograniczone. Choć znam takie przypadki, kiedy kontener doleciał zaplombowany, ale pusty – mówi Wojciech Łyżwiński, prezes M&N Air Sea Cargo.