Rz: Czy porty lotnicze nie przesadziły trochę z inwestycjami?
Sebastian Gościniarek: To normalne, że lotniska rozbudowują się niejako na zapas. Taki charakter tego biznesu, że przepustowość buduje się z pewnym wyprzedzeniem. Można dyskutować, czy potrzebny jest aż tak duży zapas, czy inwestycji nie można było robić etapami, ale byłaby to czysto akademicka dyskusja. Biorąc pod uwagę prognozy rozwoju rynku, władze lotnisk nie popełniły błędu, za który przyjdzie im słono zapłacić.
Utrzymanie dodatkowej, jeszcze niewykorzystywanej powierzchni jednak kosztuje.
Tak, i jest to wliczone w opłaty lotnicze, które płacą użytkownicy portu, czyli linie lotnicze. Obecnie są one w dość trudnej sytuacji i portom lotniczym zapewne nie uda się obciążyć ich wszystkimi dodatkowymi kosztami. Muszą liczyć się z pogorszeniem swoich wyników, jeśli ruch nie będzie się rozwijał, jak zakładały. A to może spowodować trudności ze spłatą zobowiązań.
Lotniska pożyczyły z rynku ponad 2,1 mld zł.