Jest szansa, że podczas intensywnego używania baterii w czasie lotu łatwiej będzie wykryć jakiekolwiek nieprawidłowości w ich działaniu.
Samolot bez pasażerów i z podstawową załogą przeleci z Fort Worth w Teksasie do montowni w Everett. UFAA polecił sprawdzenie przed lotem przez załogę, czy baterie i przewody nie mają oznak uszkodzenia bądź zniszczenia. Podczas lotu załoga ma stale obserwować komputer pokładowy, a samolot ma natychmiast wylądować, gdyby pojawiła się jakakolwiek informacja o nieprawidłowym funkcjonowaniu baterii.
Pojawiły się też kolejne pogłoski, na razie nie potwierdzone przez Boeinga, że maszyny mają szansę wrócić do eksploatacji w marcu. To oznaczałoby, że plany kolejnych rejsów inauguracyjnych LOT (do Pekinu, Nowego Jorku i Toronto) na początku kwietnia mają cień szansy na powodzenie. Japończycy, którzy najbardziej odczuli uziemienie dreamlinerów uważają kwietniowe prognozy za zbyt optymistyczne. Natomiast już oficjalnie Boeing poinformował, że o jakimkolwiek odszkodowaniu dla użytkowników 50 doręczonych już dreamlinerów będzie gotów rozmawiać dopiero wówczas, gdy maszyny zaczną normalnie latać. Wiceprezes Boeinga ds. sprzedaży w regionie Azji i Pacyfiku oraz w Indiach, Dinesh Keskar zapowiedział, że takie rozmowy będą się odbywały „za zamkniętymi drzwiami".
Mniejszą optymistką jest szefowa urzędu bezpieczeństwa transportu NTBS, Deborah Hersman, która poinformowała na konferencji prasowej w Waszyngtonie, że na wyniki postępowania, które miało wyjaśnić przyczyny pojawiania się ognia w bateriach trzeba będzie poczekać kilka tygodni. NTSB pracuje z władzami lotniczymi USA i Japonii, Boeingiem i innymi dostawcami, stworzono wiele ekip pracujących w systemie zmianowym.
Dinesh Keskar powiedział też, że na razie koncern skłania się ku pozostaniu przy technologii baterii litowo-jonowych dla dreamlinera.