Czy dzisiaj da się robić normalny biznes na Ukrainie?
Z pewnością. Jesteśmy obecni na tym rynku od 2006 roku i cały czas się rozwijamy. Zaczynaliśmy od projektu informatycznego dla dużej grupy bankowej i w szczycie naszej aktywności w każdy poniedziałek i piątek latało do Kijowa po 20 pracowników Pentegy. Później również na miejscu spółkę prawa ukraińskiego w 100 proc. zależną od naszej polskiej firmy. W tej chwili pracuje tam ok. 35 osób – już kadra ukraińska.
Czy nie opłacało się bardziej przejąć jakąś miejscową firmę informatyczną, znającą miejscowe przepisy, z kontaktami i kontraktami, a nie zaczynać od zera?
Znacznie bardziej skomplikowane byłoby przejmowanie miejscowej spółki, bo oczywiście mogła posiadać korzystne kontrakty, ale i powiązania biznesowe, które my niekoniecznie chcielibyśmy kontynuować, co z kolei mogłoby okazać się trudne. My natomiast zatrudniliśmy na miejscu dwie osoby, które nam pomagały — osobę odpowiedzialną za rozwój biznesu i drugą, która zajęła się organizacją i prowadzeniem naszego biura, doskonale orientującą się w kontaktach z urzędami.
Dzisiejszą sytuacja na Ukrainie można porównać do tego, co było w Polsce na początku lat 90. Ale absolutnie nie jest prawdą, że przychylność urzędów na Ukrainie zdobywa się wyłącznie wtedy, kiedy wręczy się „kopertę". Nie przyszło nam to ani razu do głowy. Przyznaję jednak, że uznaną na Ukrainie formą nadania szybszego biegu spraw urzędowych jest np. zakup brakujących materiałów biurowych.