Może okazać się jeszcze, że wyniki handlowe były najlepsze w historii tej firmy. Ostateczne dane zostaną ogłoszone 13 stycznia, ale prezes Fabrice Bregier juz powiedział, że próg 1400 zamówień został przekroczony, dwukrotnie wobec pierwotnych założeń. Nie wiadomo tylko, czy chodzi o liczbę netto, z odliczeniem rezygnacji, czy brutto, tego nie doprecyzowano.
Firma z Tuluzy jest w każdym razie bliska rekordowego wyniku z 2011 r. 1419 zamówień netto i 1529 brutto. Powinna więc wygrać niepisaną rywalizację z Boeingiem, który do 20 grudnia zyskał 1074 zamówienia netto.
Ta lawina zamówień obu producentów jest kolejnym dowodem na niesłychaną poprawę rynku. - Branża ma się dobrze - ocenia szef marketingu samolotów dalekiego zasięgu Airbusa, Alan Pardoe. - Wzrost ruchu powietrznego jest zdecydowanie większy od poprawy światowego PKB. W listopadzie transport zwiększył się o 7 proc., nawet w Europie wypadł lepiej o 5 proc. wobec 2012 r. Linie lotnicze składają więc zamówienia i co ciekawe, są one rozłożone na Amerykę, Azję, Europę i Zatokę Perską. To świadczy o powszechnym zaufaniu do transportu lotniczego.
A jak długo to potrwa, Airbus jest optymistą. - Siłą napędową rynku jest dostęp klasy średniej ze wschodzących rynków do transportu lotniczego. Stale rośnie w Chinach, Indiach i Ameryce Łacińskiej - podkreślił Pardoe. - Może dochodzić do punktowych zastopowań, ale w długiej perspektywie transport ten rozwija się. Nową tendencja na rynku jest rosnąca popularność coraz większych samolotów.
W krajach Zatoki i Azji powstają nowe linie, inne muszą wymieniać wysłużone maszyny. Airbusowi udało się zyskać w Japonii ważnego klienta. Europejczycy mający tam zaledwie 13 proc. udziału w rynku przekonali Japan Airlines do wybrania A350 XWB; przewoźnik zamówił 31 maszyn o wartości 9,5 mld dolarów. Był to policzek dla Boeinga za - jak uważają specjaliści - wpadkę z dreamlinerami i ociąganie się koncernu z pokryciem poniesionych strat.