Nazwa Nord Stream 2 przyprawia zapewne od pewnego czasu Angelę Merkel o ból głowy. Gazociąg, który przez niemiecki rząd traktowany był przez wiele lat jako projekt biznesowy, stał się tymczasem istotnym problemem w polityce międzynarodowej.
Przeciwnikiem tego projektu jest Ukraina, którą pozbawi on wpływów z opłat tranzytowych. Ponadto istnieją obawy, że omijając Ukrainę Rosja może wykorzystać dostawy gazu jako środek politycznego szantażu. Stąd także Polska, kraje bałtyckie oraz Dania są przeciwne budowie drugiej nitki gazociągu.
Czytaj także: Gazprom grozi Danii: zapłacicie za opóźnienie Nord Stream-2
Podobnie jest po drugiej stronie Atlantyku. Amerykańscy politycy są przeciwni temu projektowi począwszy od prezydenta Donalda Trumpa, który powiedział bez ogródek, że Nord Stream 2 "uczyni Niemcy zakładnikiem Rosji". Jeszcze dalej poszedł ambasador USA w Niemczech Richard Grenell, który w artykule gościnnym dla DW napisał, że "Niemcy i Europa uzależniają się w ten sposób od Rosji. Stanowi to ryzyko dla Europy i całego Zachodu i nie czyni nas bezpieczniejszymi". Dyplomata dodał, że Nord Stream 2 "podwyższy niebezpieczeństwo rosyjskiego szantażu energetycznego Europy".
„Jednomyślność ponad wszelkimi podziałami”
O ile amerykańscy politycy zorientowani są w temacie, gorzej jest z dziennikarzami. DW rozmawiała z 13 przedstawicielami mediów w Waszyngtonie. Większość nie wiedziała o co chodzi. Bridget Reed Morawski, dziennikarka specjalizująca się w problematyce energetycznej pisała na temat Nord Stream 2 dla portalu ekonomicznego smartbrief.com. Jednak wśród jej kolegów sprawa gazociągu jest mało znana. – Większość moich przyjaciół tutaj w Waszyngtonie nie ma pojęcia czym jest Nord Stream 2 – mówi Morawski – a trzeba podkreślić, że są oni normalnie lepiej poinformowany niż moi przyjaciele w innych regionach tego kraju.