Dziś na moskiewskim parkiecie akcje Gazpromu potaniały już nawet o 2,2 proc.. Rosyjscy analitycy zwracają uwagę, że zachowanie monopolisty ma niewiele wspólnego z działaniami biznesowymi. - Gazprom znalazł sposób by zmusić Ukrainę do zapłaty za gaz dostarczany od 19 lutego samozwańczym republikom ługańskiej i donieckiej - zauważa Ilia Balakiriew główny analityk UFS IC w komentarzu dla agencji Prime.

Jego zdaniem Kijów, by zmniejszyć ryzyko utraty wpłaconej zaliczki, szybko wybrał zapłacony gaz z podziemnych zbiorników, ale Gazprom nie zaspokaja nawet połowy oficjalnych zamówień. - Naftogaz uznaje to za naruszenie kontraktu i już powiadomił o tym Unię. Ale przedpłaty starczy tylko do końca tygodnia. Potem trzeba będzie albo znów zapłacić w tym za obie republiki albo ograniczyć zapotrzebowanie na gaz w kraju. Dlatego oceniamy rozwój sytuacji wokół dostaw na Ukrainę jako negatywny dla Gazpromu - podkreślił analityk.

Strona ukraińska znajduje się obecnie na słabszej pozycji, ale to nie znaczy, że Gazprom będzie mógł bezboleśnie narzucać swoje zdanie.

- Według nas Gazprom ryzykuje zerwaniem całego kontraktu z Ukrainą, jednocześnie zaostrzenie konfliktu gazowego, może stać się powodem zerwania procesu pokojowego na Ukrainie. A to znów podniesie zewnętrze ryzyka polityczne i stanie się mocnym narzędziem nacisku na cały rosyjski rynek - ostrzega Bałakiriew.

W minionym roku Gazprom stracił w Rosji blisko połowę swojej wartości rynkowej.