Oficjalnie Stanisław Bieńkowski zamierza przenieść 80,25 proc. akcji spółki z kontrolowanego przez siebie funduszu Rainbow Fund 2 FIZ bezpośrednio na własny rachunek. Zgodnie z obowiązującymi przepisami taka zmiana wymaga ogłoszenia wezwania na wszystkie akcje Stelmetu.

Decyzja w rękach OFE
– Zmiana kontroli nad Stelmetem z pośredniej na bezpośrednią ma charakter techniczny, który pociąga jednak za sobą obowiązek ogłoszenia wezwania na wszystkie pozostałe akcje spółki. Biorąc pod uwagę, że zaproponowana w wezwaniu cena jest istotnie wyższa od średniej ceny z ostatnich miesięcy, oraz zważywszy na niską płynność akcji spółki na GPW, spodziewam się, że część inwestorów może skorzystać z możliwości sprzedaży akcji w ramach wezwania – wyjaśnia Stanisław Bieńkowski, prezes i główny akcjonariusz Stelmetu. Jeśli wzywający osiągnie próg 90 proc., nie wyklucza, że skorzysta z przymusowego wykupu akcji posiadanych przez akcjonariuszy mniejszościowych.
Kluczowa dla powodzenia wezwania będzie decyzja funduszy, do których należy większość pozostałych akcji. Instytucje mające największy udział w akcjonariacie nie chciały komentować sprawy, ale jak pokazują przykłady innych wezwań, zapewne będą chciały ugrać jak najwięcej. W trakcie piątkowej sesji papiery Stelmetu były notowane nawet po 8,10 zł, czyli prawie 5 proc. powyżej ceny z wezwania. Ta różnica oznacza, że rynek liczy się z tym, iż cena zostanie podniesiona.
Mali na przegranej pozycji
Zielonogórski Stelmet zadebiutował na warszawskiej giełdzie zaledwie niespełna trzy lata temu, oferując akcje po 31 zł. Spółka zainkasowała 45,5 mln zł, a sam właściciel – aż 137 mln zł. Od tamtego czasu wartość akcji firmy spadła o prawie 80 proc., osiągając niedawno nawet poziom poniżej 7 zł. – Mając na uwadze mniejszościowych akcjonariuszy, nie jest to fair. Spółka wchodzi przy dobrej koniunkturze, zbiera kapitał, następnie przychodzi dekoniunktura, a główny akcjonariusz odkupuje akcje od akcjonariuszy po znacznie niższej cenie. Moim zdaniem sytuację rozwiązałyby zmiany w prawie utrudniające przymusowy wykup czy regulujące cenę w takiej transakcji. Przykładowo akcjonariusze mniejszościowi powinni mieć prawo do przeprowadzenia i przedstawienia własnej wyceny i propozycji ceny akcji w takim wezwaniu. Gdyby nie udało się dojść do porozumienia z wzywającym, sąd wyznaczałby niezależnego biegłego, który nie dość, że przedstawiałby własną wycenę, to jeszcze miałby obowiązek odnieść się do pozostałych wycen, a sąd oceniałby na koniec, która jest najwłaściwsza. Inną opcją mogłaby być zasada, że przymusowego wykupu dokonuje się po wartości księgowej, czyli wartości majątku spółki – uważa Marcin Materna, analityk Millennium DM. – Trzeba sobie jasno powiedzieć – regulacje dotyczące wezwań są obecnie tak skonstruowane, aby akcjonariusz mniejszościowy miał jak najmniej praw – podsumowuje.