Bankructwo czwartego co do wielkości banku inwestycyjnego w Stanach Zjednoczonych Lehman Brothers i informacja o sprzedaży akcji Merrill Lynch pogrążyły światowe rynki akcji. Ogromnym spadkom nie oparła się również warszawska giełda.
Wczorajsza sesja pokazała, jak niewiele zależy od polskiej gospodarki i krajowych czynników. W poniedziałek wskaźnik największych spółek WIG20 spadł o 3,81 proc. i zakończył notowania na poziomie 2364 pkt – najniższym od października 2005 roku, a indeks szerokiego rynku stracił 3,62 proc.
Bez żadnych problemów przebity został dotychczasowy poziom wsparcia, czyli 2400 pkt, który odpowiadał najniższym poziomom WIG20 z lipca tego roku. Inwestorzy na początku sesji próbowali jeszcze bronić tych poziomów, jednak szybko zabrakło im siły. Ostatecznie 300 spółek straciło na wartości, a ceny tylko 25 wzrosły.
Maklerzy zastanawiają się teraz, gdzie zatrzyma się spadający wskaźnik WIG20. Najbliższy opór wskazywany jest na poziomie 2200 pkt, jednak według pesymistów spadki mogą sprowadzić indeks blue chips nawet do 1800 pkt. Do wczorajszej zniżki doszło przy stosunkowo niskich obrotach, które nieznacznie przekroczyły miliard złotych. Jednak, patrząc na obroty, należy pamiętać, że od początku roku wartość spółek z WIG20 zmniejszyła się o prawie 30 proc., co determinuje niższe obroty przy podobnej aktywności inwestorów.
Poniedziałek był najgorszym od sześciu lat dniem na Wall Street. Akcje zaangażowanych w kryzys finansowy spółek zostały przecenione: akcje ubezpieczyciela AIG o 60,8 proc., a Banku of America o 21,3 proc. W rezultacie indeks S&P500 odnotował najwyższą jednodniową stratę od września 2001 r. i po 4,7-proc. stracie znalazł się na poziomie najniższym od ponad dwóch lat.