Decyzja zapadła na posiedzeniu ministrów spraw zagranicznych w Luksemburgu. Została podjęta jednogłośnie, ale inicjatywa należała do Polski, Wielkiej Brytanii i Niemiec. Restrykcje to efekt szybko pogarszającej się sytuacji w obszarze praw człowieka oraz swobód gospodarczych na Białorusi. Mówi o tym najnowszy raport OBWE.

Sankcje po raz pierwszy uderzą w białoruski biznes. Dotyczą firm Biełtecheksport, Biełtelekom i Sport-Pari, należących do Władimira Peftijewa, prezydenckiego doradcy ekonomicznego nazywanego bankierem Łukaszenki. Peftijew trafił też na czarną listę, na której figuruje już białoruski prezydent, członkowie rządu i wysocy urzędnicy (prawie 200 osób). Znalezienie się na liście oznacza odmowę wjazdu na teren Unii i zamrożenie kont.

Według brytyjskiego dziennika „Independent" Peftijew to drugi po dyktatorze najbogatszy człowiek na Białorusi. Jego majątek, zbity przede wszystkim na handlu bronią, m.in. z Koreą Północną i reżimami arabskimi, jest szacowany na 900 mln dol.

Według unijnych dyplomatów Białoruś rocznie zarabia na sprzedaży broni ok. 1,9 mld dol. Większość tej kwoty trafia na tajny fundusz kontrolowany przez dyktatora i jego otoczenie. Biełtelekom to operator telekomunikacyjny, a Sport-Pari prowadzi gry liczbowe. – Te sankcje to przełom. Wspólnota próbowała je wprowadzić od początku roku, ale sprzeciwiały się Włochy, Litwa i Łotwa – mówi „Rz" Kamil Kłysiński z ISW.