Hiszpania problemem globalnym

Światowe potęgi ekonomiczne niepokoją się losem hiszpańskich instytucji finansowych. Ewentualna panika pogrąży nie tylko euro

Publikacja: 06.06.2012 06:50

Emilio Botin, prezes Banku Santander

Emilio Botin, prezes Banku Santander

Foto: Bloomberg

Ministrowie finansów i szefowie banków centralnych siedmiu potęg świata należących do G7 zorganizowali wczoraj pilną telekonferencję, żeby porozmawiać o hiszpańskich bankach. Jednak to nadzwyczajne wydarzenie, które mogło wyglądać jak poważne wsparcie dla euro, zwiększyło tylko nerwowość inwestorów.

Telekonferencja uświadomiła im bowiem, że sprawa jest poważna, skoro USA, Japonia, czy Kanada chcą pilnie rozmawiać. Nie wydano jednak żadnego oświadczenia w tej sprawie, co może oznaczać, że niczego konkretnego nie dało się uzgodnić. Jedyne publiczne oświadczenie wygłosił Jun Azumi, japoński minister finansów. – Poprosiłem swoich partnerów o potwierdzenie woli współpracy w sprawie interwencji na rynku walutowym. I dostałem takie potwierdzenie – powiedział. Dla Japonii kryzys w strefie euro oznacza bardzo bolesne dla eksportu wzmocnienie jena.

Rząd sam nie zbierze pieniędzy

Dziś jednak pilniejsze wydaje się rozwiązanie problemu hiszpańskich banków. Według różnych szacunków instytucje finansowe tego kraju potrzebują kapitałów na kwotę od 120 do 250 mld euro (choć Emilio Botin, prezes największej z nich, Banco Santander, ocenia, że 40 mld euro). Same sobie nie poradzą i potrzebna będzie pomoc rządu na kwotę szacowaną na razie na 100 – 150 mld euro.

Hiszpański rząd nie jest w stanie pożyczyć takich pieniędzy na rynku, bo inwestorzy oceniają dziś Hiszpanię nisko i życzą sobie wysokich odsetek. Cristobal Montoro, hiszpański minister skarbu, ponowił we wtorek apel o pomoc dla banków, zastrzegając, że przecież potrzebne kapitały nie są „astronomiczne".

Jednocześnie przyznał, że rząd sobie sam nie poradzi. Bo obecny poziom rentowności jego obligacji oznacza, że faktycznie nie jest w stanie pożyczać pieniędzy od prywatnych inwestorów.

Potrzebna unia bankowa

Jeszcze w październiku 2011 roku Europejski Urząd Bankowy (EBA) szacował potrzeby hiszpańskich banków na 26 mld euro. Dziś ta suma jest wielokrotnie większa z dwóch powodów. Po pierwsze, pogorszyła się wiarygodność kredytowa różnych rządów regionalnych i przedsiębiorstw, co oznacza gorszą wycenę aktywów hiszpańskich banków. Po drugie, i najważniejsze, gorsza niż oceniano w 2011 roku jest jakość portfela kredytów hipotecznych. To one stanowią główne toksyczne aktywa banków.

Ekonomiści apelują o stworzenie unii bankowej – jednolitego europejskiego nadzoru i systemu ratowania banków niezależnie od ich narodowości i nacisków politycznych. To miałoby sprawić, że inwestorzy nie będą uciekać od instytucji np. hiszpańskich do niemieckich, a problemy banków przestaną być obciążeniem dla pojedynczych rządów narodowych.

– Europejski nadzorca będzie nieczuły na polityczne interesy w danym kraju. Oceni bank i będzie go ratował lub dzielił według obiektywnych kryteriów – uważa Michiel Bijlsma, ekspert brukselskiego instytutu Bruegel i holenderskiego biura analiz CPB. Takiej propozycji przeciwstawia się ciągle Berlin. Przekonuje Madryt, że może dostać pieniądze na kapitały bankowe, ale tradycyjną drogą, jeśli wystąpi o pomoc do strefy euro i MFW.

Nadzieja w Komisji

Hiszpańskie banki nie są jedynymi potrzebującymi dziś pilnie kapitałów. Jednak zarówno instytucje greckie, jak i portugalskie, dostały pieniądze od Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej. Oba kraje są objęte programem ratunkowym strefy euro oraz MFW i dostają kolejne raty pomocy w zamian za reformy strukturalne i oszczędności budżetowe. W Portugalii bankom przekazano 6 mld euro, w Grecji dostaną w sumie 50 mld euro i zostaną faktycznie znacjonalizowane.

Dziś Komisja Europejska ma przedstawić propozycje przepisów, które pozwolą na szybsze i efektywne ratowanie banków w przyszłości, bez konieczności korzystania z pieniędzy podatników.

Depozyty odpływają za granicę

Kryzys w strefie euro początkowo opisywany jako kryzys zadłużeniowy rządów dziś zaczyna pogrążać banki. Na razie nie spowodował wielkiej paniki na rynku finansowym, ale śledząc statystyki banków centralnych, można zobaczyć systematyczny odpływ pieniędzy z krajów uznanych za niebezpieczne. Najbardziej widać to w Grecji, gdzie według ostatnich danych – z kwietnia 2012 roku – banki dysponowały depozytami 170 mld euro. Rok wcześniej było ich 203 mld euro, a w kwietniu 2009 roku, gdy kryzys grecki dopiero się zaczynał – 240 mld euro. Zatem od wybuchu kryzysu depozyty w bankach (z wyłączeniem utrzymywanych przez rząd i banki centralne) zmniejszyły się o 30 proc. Przy czym w ostatnich tygodniach widać większe kolejki przed bankami, bo strach zaczyna ogarniać przeciętnych deponentów. O ile najpierw pieniądze wycofywali zagraniczni inwestorzy i najbogatsi Grecy, to teraz drobne sumy wyciągają ciułacze.

– Źródłem niepokoju dla deponentów są dwa zjawiska. Ewentualny brak gwarancji oraz perspektywa denominacji – mówi Michiel Bijlsma, ekspert brukselskiego instytutu Bruegel i holenderskiego biura analiz CPB. Dla tych, których depozyty nie przekraczają 100 tys. euro upadek banku nie jest groźny, bo dostaną pieniądze z systemu gwarantowania depozytów. Problem pojawi się jednak, gdy kraj wyjdzie ze strefy euro i depozyty zostaną przeliczone na nową, lokalną walutę, po niekorzystnym kursie. Tego teraz zaczynają się obawiać Grecy. W Hiszpanii w pierwszym kwartale roku odpłynęło za granicę 23 mld euro. A w kwietniu – według ostatnich danych tamtejszego banku centralnego – już 32 mld euro. Przy czym na razie się szacuje, że są to głownie zagraniczni inwestorzy instytucjonalni, a nie hiszpańskie gospodarstwa domowe.

Ministrowie finansów i szefowie banków centralnych siedmiu potęg świata należących do G7 zorganizowali wczoraj pilną telekonferencję, żeby porozmawiać o hiszpańskich bankach. Jednak to nadzwyczajne wydarzenie, które mogło wyglądać jak poważne wsparcie dla euro, zwiększyło tylko nerwowość inwestorów.

Telekonferencja uświadomiła im bowiem, że sprawa jest poważna, skoro USA, Japonia, czy Kanada chcą pilnie rozmawiać. Nie wydano jednak żadnego oświadczenia w tej sprawie, co może oznaczać, że niczego konkretnego nie dało się uzgodnić. Jedyne publiczne oświadczenie wygłosił Jun Azumi, japoński minister finansów. – Poprosiłem swoich partnerów o potwierdzenie woli współpracy w sprawie interwencji na rynku walutowym. I dostałem takie potwierdzenie – powiedział. Dla Japonii kryzys w strefie euro oznacza bardzo bolesne dla eksportu wzmocnienie jena.

Pozostało 85% artykułu
Banki
Ludwik Kotecki, RPP: Adam Glapiński złamał naszą dżentelmeńską umowę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Banki
Były prezes państwowego banku chińskiego idzie do więzienia
Banki
Kolejna awaria w największym polskim banku w ciągu dwóch dni
Banki
Bank centralny Rosji wspomaga wojnę Putina
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Materiał Promocyjny
Click to Pay podbija polski rynek - Mastercard rozszerza nowy standard płatności kartą w internecie