Życie po życiu
Podczas ubiegłorocznego konkursu „Make me!" Łódź Design Festival 2012 furorę zrobiła ekologiczna urna na prochy „Ovo." Jej autorzy, Gosia i Marcin Dziembaj, małżeństwo grafików komputerowych ze Szczecina, pomyśleli, że ludzkie prochy mogą stać się początkiem nowego życia. – Spacerując po Centralnym Cmentarzu w Szczecinie, stwierdziliśmy, że lepiej wyglądają na cmentarzu drzewa niż pomniki ozdobione sztucznymi kwiatami – opowiada Gosia Dziembaj. – Wymyśliliśmy urnę z biodegradowalnego materiału, w której można posadzić drzewo. Nasze prochy staną się początkiem nowego życia – dodaje artystka. W Europie ekologiczne pochówki stają się coraz popularniejsze – przybywa ich zwłaszcza w Holandii i Niemczech. – Urną interesują się ludzie młodzi, dla których możliwość przemienienia się w drzewo pozwala zupełnie inaczej myśleć o własnej śmierci, a w dodatku za życia zaplanować, jakim chce się w przyszłości być drzewem – tłumaczy Dziembaj i dodaje, że takie drzewo miałoby także ogromne znaczenie dla rodziny, dla której jej bliski nie byłby już zmarłym, ale znów żywym organizmem, choć pod inną postacią.Prochy w Bałtyku
Dziś Kościół zezwala na kremację, bo tak naprawdę nie ma większego znaczenia, czy zostanie ono spopielone, czy ulegnie naturalnemu rozkładowi. – Ważne, żeby nie robić tego z nienawiści do ludzkiego ciała – wyjaśnia ks. prof. Witold Kawecki, specjalista teologii moralnej z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. – Ale ponieważ wierzymy w zmartwychwstanie ciała i duszy, zalecamy, by na ile to możliwe pogrzeb odbywał się przy ciele, a nie prochach – dodaje duchowny. Przeciwny jest przerabianiu prochów na inne przedmioty. – Prochów ludzkich nie powinno się dzielić, one mają prawo do spoczywania w spokoju – mówi. Problem jednak w tym, że kremacje coraz częściej odbywają się w pośpiechu albo dlatego, że tak jest taniej. – W Skandynawii robi się je poprzez zanurzanie w ciekłym azocie i traktowaniu ciała ultradźwiękami. Po pół roku po człowieku nie ma śladu. Z kolei w Chinach jest to praktyka nałożona przez władzę. Bywa, że niedopalone zwłoki ludzkie płyną potem rzekami – opowiada Wyszyński. Coraz więcej kremacji jest także w Polsce, zwłaszcza w Łodzi i na Górnym Śląsku. – To najtańszy pogrzeb. Ciała pali się w nocy, bo wtedy kosztuje to najmniej. Prochów nie można rozsypywać na ziemi, ale można do wody. Wysłanie pudełka z ludzkimi prochami kutrem na morze i rozsypanie w Bałtyku kosztuje około 300 zł – opowiada Wyszyński.Twitter po śmierci
Kilka lat temu w Polsce funkcjonowało powiedzenie – jeśli nie ma cię w Internecie, to nie istniejesz. Dziś ono coraz bardziej zyskuje na aktualności. – Zdarza się, że na Facebooku czy Twitterze wciąż istnieją konta osób, które już nie żyją. Co gorsza, ich znajomi co roku dostają przypomnienie o ich nadchodzących urodzinach – opowiada Dominik Batorski, socjolog Internetu. W ostatnich latach wirtualny pozagrobowy świat rozwija się coraz intensywniej. Jakiś czas temu na portalu dailmail.co.uk ukazał się tekst o aplikacji LivesOn, promowanej pod hasłem: „gdy twoje serce przestanie bić, wciąż będziesz twittować". Nowa aplikacja będzie analizować wpisy dokonane przed śmiercią i po śmierci dodawać podobne. – Nie wydaje mi się, żeby wirtualne życie pozagrobowe szybko się rozwinęło. Dziś trudno to przewidzieć i sobie wyobrazić – mówi Batorski. Dodaje jednak, że nadchodzi taki moment, gdy trzeba zacząć zastanawiać się, co będzie się działo z naszą aktywnością internetową po śmierci. – Na razie nie wiadomo, jak długo system będzie nasze wpisy przechowywał. Na razie wciąż papier jest trwalszy niż cyfrowe nośniki – dodaje. Czy zatem istnieje sposób na nieśmiertelność? – Hindusi wierzą, że odrodzić się można tylko w rodzinie. Jeśli człowiek nie ma synów, ginie – mówi Wyszyński. Podobnego zdania jest psycholog społeczny prof. Janusz Czapiński: – Wirtualne sposoby na zapewnienie sobie długowieczności są dla tych, którzy nie potrafią napisać dzieła, namalować obrazu czy wychować trójki dzieci. Niestety, wielu dziś woli dodać wpis na Facebooku, bo jest to łatwiejsze, niż urodzić dziecko – twierdzi.
REKLAMA