Kamil Jóźwiak przez pół boiska uciekał rywalom, wpadł w pole karne, strzelił nie najlepiej, ale piłka odbiła się od słupka i wpadła do bramki. Po pięciu minutach Polacy objęli w Chorzowie prowadzenie i marzenie o pierwszym od ponad 40 lat zwycięstwie nad Holandią stało się całkiem realne. Przez te kilka minut drużyna Brzęczka zrobiła więcej niż przez cały mecz z Włochami.
Jóźwiak to jeden z tych piłkarzy, których po porażce w Reggio Emilia selekcjoner postanowił nie zmieniać. Ale kilku roszad w podstawowym składzie, jak zapowiadał, dokonał.
W bramce, zgodnie z zasadą rotacji, stanął Łukasz Fabiański. Na prawej stronie obrony Bartosza Bereszyńskiego zastąpił Tomasz Kędziora, partnerem Grzegorza Krychowiaka w środku pola został wracający po zawieszeniu za kartki Mateusz Klich, przed nimi ustawiony był Piotr Zieliński, a na prawym skrzydle Przemysław Płacheta, który swoją szybkością sprawiał Holendrom duże kłopoty i już po kwadransie, tak jak Jóźwiak, mógł się doczekać swojego pierwszego gola w kadrze. Ale trafił w słupek.
Cała Polska czekała jednak na to, czy na boisko wyjdzie Robert Lewandowski. Uraz, którego miał doznać w niedzielę, nie przeszkodził mu zagrać od pierwszej minuty. Brał udział w bramkowej akcji, ale po przerwie na murawę już nie wrócił. Zmienił go Krzysztof Piątek.
Polska obrona nie radziła sobie z atakami Holendrów, ale przez długi czas miała sporo szczęścia. Do 77. minuty, gdy Jan Bednarek sfaulował w polu karnym Georginio Wijnalduma, a Memphis Depay pewnym uderzeniem pokonał Fabiańskiego. Siedem minut później Wijnaldum dał Holandii zwycięstwo. Piłka po jego strzale głową odbiła się jeszcze od pleców Piątka i wpadła do bramki.