Limity to powrót do przeszłości

Ministerstwo Sprawiedliwości proponuje takie reguły dostępu do zawodów prawniczych, że bez cienia przesady można je nazwać powrotem do przeszłości – twierdzi Grzegorz Maj, prezes stowarzyszenia Fair Play

Publikacja: 19.02.2008 00:34

Limity to powrót do przeszłości

Foto: Rzeczpospolita

Red

Ustawa o zmianie ustawy o adwokaturze, radcach prawnych, notariacie oraz o zmianie niektórych innych ustaw z 2006 roku zmieniła radykalnie zasady dostępu do zawodów. Nam, jako młodemu pokoleniu, chodziło przede wszystkim o to, aby to nie potencjalny ekonomiczny konkurent decydował, kto wykonuje zawód, oraz aby o dostępie do zawodów prawniczych decydowały wyłącznie kompetencje, a nie inne kryteria powszechnie do tej pory krytykowane, czyli nepotyzm i limity przyjęć. W toku prac sejmowej komisji szczególnie radcowie prawni podkreślali, że to sama korporacja zniosła limity przyjęć.

I oto minister Ćwiąkalski wychodzi z nową propozycją. W mojej ocenie nie tylko ograniczy ona dostęp do zawodów i usług prawniczych, ale też powieli schematy. Nie jest, niestety, żadnym reformatorskim pomysłem, który systemowo ureguluje tę ważną kwestię, ale groźnym powrotem do ganionych nawet przez korporacje praktyk. Pozytywną propozycją byłyby chociażby projekt o połączeniu zawodów adwokata i radcy prawnego, zmiana zasad egzaminu adwokackiego czy radcowskiego, tak aby odbywał się poza korporacją, czy usankcjonowanie świadczenia usług przez doradców prawnych zgodnie z proponowaną ustawą o licencjach.

Propozycja niesie z sobą wiele zagrożeń.

Przede wszystkim znacznie ograniczy liczbę adwokatów i radców prawnych. Tymczasem ostatni egzamin na aplikacje prawnicze pokazał, że w sytuacji gdy wyłącznie wiedza decyduje o przyjęciu, dostają się tysiące świetnie przygotowanych młodych prawników. Już niedługo zatem rynek usług prawniczych mógłby funkcjonować według normalnych, rynkowych standardów. To dobra prognoza, gdy tak mała jest dziś dostępność do tych usług (obrazuje to chociażby dramatycznie niski procent osób korzystających przed sądem z profesjonalnego pełnomocnika). Mało jest bowiem adwokatów i radców prawnych, a ceny są wysokie. Projekt będzie uzasadniany tym, że korporacje nie mają jak wyszkolić tak dużej liczby chętnych. Według mnie minister postępuje wyjątkowo anachronicznie, bo nie szuka innych możliwości szkolenia. Skoro korporacje nie są w stanie wyszkolić aż tylu dobrze przygotowanych młodych prawników, tak potrzebnych na rynku, to dlaczego nie może tego robić ktoś jeszcze? Dlaczego minister nie zastanowi się nad tym, aby do zawodu przygotowywały np. niezależne ośrodki kształcenia spełniające konkretne warunki dotyczące kadry i programu szkolenia. Taki ośrodek otrzymywałby certyfikat na prowadzenie szkoleń od Ministerstwa Sprawiedliwości, a miałby program szkolenia identyczny z korporacyjnym. Weryfikatorem byłby egzamin końcowy, trudny, ale taki sam dla wszystkich, umiejscowiony poza korporacją, choć z udziałem jej członków.

Trudno sobie wyobrazić wejście w życie propozycji MS także z innego powodu. Załóżmy, że egzamin I stopnia zdaje 5 tys. osób, z czego większość chce odbywać wyłącznie aplikację np. adwokacką, na którą zgodnie z limitem jest 500 miejsc. Z propozycji nie wynika, że pozostałe 4,5 tys. będą mogły zmienić swoje oświadczenie woli i automatycznie aplikować na wolne miejsca w innej korporacji. Czy ministerstwo zastanowiło się, co się stanie, gdy nie będzie chętnych do odbycia aplikacji sędziowskiej, prokuratorskiej czy referendalnej? Dziś dysproporcje w zarobkach są ogromne. Jak przekonać najlepszych młodych prawników do wykonywania zawodu sędziego w takiej sytuacji? Wspólny egzamin, identyczny pierwszy etap do wykonywania zawodu powoduje takie zagrożenia.

Kolejną kwestią jest zawarty w propozycji pomysł uregulowania sytuacji doradców prawnych. Całkowicie nie zgadzam się z twierdzeniem zarówno ministerstwa, jak i Krajowej Rady Sądownictwa, że ustawa o licencjach prawniczych zakłada tworzenie nowej korporacji. Nie wzięto pod uwagę faktu, iż obecnie w Polsce mamy już około 10 tysięcy doradców prawnych, czyli mniej więcej tyle samo, ilu adwokatów. Korporacje kwestionują, mimo orzeczenia Sądu Najwyższego z 1999 roku, podstawy prawne i zasadność funkcjonowania tej grupy zawodowej.

[wyimek]Skoro korporacje nie potrafią wyszkolić odpowiedniej liczby dobrze przygotowanych młodych prawników, to dlaczego nie może tego robić ktoś jeszcze?[/wyimek]

Trybunał Konstytucyjny w uzasadnieniu do wyroku w sprawie ustawy o adwokaturze wskazał, że koniecznie trzeba uregulować sytuację doradców. Wychodzi temu naprzeciw propozycja przygotowana jeszcze w 2006 roku przez Stowarzyszenie Fair Play, która tworzy ścieżkę kariery mierzonej zdobywaniem kolejnych poziomów licencji, kolejnych uprawnień. Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której, według propozycji ministra Ćwiąkalskiego, osoba od pięciu – dziesięciu lat wykonująca zawód doradcy prawnego nagle będzie weryfikowana przez swojego konkurenta – radcę prawnego zasiadającego w komisji. Zresztą zdecydowana większość tych osób świadomie wybrała taką formę wykonywania zawodu, a nie korporację. Według propozycji ministra, gdyby od 2009 r. te osoby chciały dalej być doradcami prawnymi, musiałyby zdać egzamin na aplikację, ale tak aby się na nią nie dostać!!!

Jest już pewną regułą, iż pomysły Ministerstwa Sprawiedliwości ograniczające dostęp do zawodów prawniczych czy umacniające pozycję korporacji zawodowych wobec klienta czy kandydata do korporacji są promowane wtedy, gdy ministrem jest członek korporacji.

Tak było, gdy ministrami sprawiedliwości byli chociażby Stanisław Iwanicki, notariusz, czy Andrzej Kalwas – radca prawny, prezes Krajowej Rady Radców Prawnych tak jest i teraz, gdy ministrem jest mecenas Zbigniew Ćwiąkalski. Niestety, we wszystkich tych przypadkach interes wąskiej grupy zawodowej okazuje się ważniejszy od interesu tysięcy młodych prawników, wymiaru sprawiedliwości i 40 milionów potencjalnych klientów.

Z propozycji ministerstwa zaakceptować można w zasadzie jedynie pozaaplikacyjne drogi dostępu do zawodów. Stanowią one powtórzenie przepisów ustawy z 2006 r. zakwestionowanych w tym zakresie przez TK oraz naszych propozycji formułowanych w trakcie prac w Sejmie nad tą ustawą. Szczególnie pozytywny jest powrót do zapisów odnoszących się do asesorów i osób z pięcioletnią praktyką. Te rozwiązania rzeczywiście wychodzą naprzeciw oczekiwaniom. Porównując jednak otwarcie zawodów dla prawników już wykonujących inny zawód prawniczy i dla kandydatów po studiach, można podsumować, że minister daje szansę kilkuset osobom, a odbiera kilkudziesięciu tysiącom. Aby mówić o otwarciu zawodów prawniczych, należy jednocześnie otwierać aplikacyjne i pozaaplikacyjne drogi dostępu, inaczej ogłaszanie reformy zawodów prawniczych dla dobra młodych ludzi będzie pustosłowiem.

Ustawa o zmianie ustawy o adwokaturze, radcach prawnych, notariacie oraz o zmianie niektórych innych ustaw z 2006 roku zmieniła radykalnie zasady dostępu do zawodów. Nam, jako młodemu pokoleniu, chodziło przede wszystkim o to, aby to nie potencjalny ekonomiczny konkurent decydował, kto wykonuje zawód, oraz aby o dostępie do zawodów prawniczych decydowały wyłącznie kompetencje, a nie inne kryteria powszechnie do tej pory krytykowane, czyli nepotyzm i limity przyjęć. W toku prac sejmowej komisji szczególnie radcowie prawni podkreślali, że to sama korporacja zniosła limity przyjęć.

Pozostało 91% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów