Znaczna część pytań testowych była mało adwokacka: podatki, prawo administracyjne. Czego wymagaliście?
Wymagaliśmy znajomości wyłącznie przepisów prawa, tj. Konstytucji RP i tych ustaw, które mieściły się w dziedzinach prawa określonych w art. 75a ust. 3 prawa o adwokaturze. Chcę zaznaczyć, że zdecydowaliśmy, aby nie było żadnego pytania z tzw. prawa karnego pozakodeksowego. Takich ustaw jest ponad 100, a są mało znane. Ponieważ jednak w zakres testu – z woli ustawodawcy – wchodziły pytania z prawa finansowego, gospodarczego czy administracyjnego, a one nie mieszczą się w jednej ustawie, to wybór pytań z tych dziedzin był dużo szerszy. Zdający musieli sobie zdawać sprawę, że mogły dotyczyć regulacji z ustaw podatkowych czy prawa dewizowego. Przyznaję, tych ustaw jest tak dużo, że trudno poznać wszystkie w należytym stopniu, ale jeśli chodzi o prawo karne, cywilne, rodzinne, pracy, wystarczała wyłącznie znajomość przepisów zawartych w kodeksach. Takie właśnie pytania to nie był więc przypadek, ale plan. Czemu miał służyć?
To nie żaden plan, ale konieczność wypełnienia, o czym mówiłem wcześniej, zapisów ustawy. Gdybyśmy nie zawarli w teście pytań z tych dziedzin, to naruszylibyśmy prawo, a wynik takiego egzaminu mógłby zostać zakwestionowany.
Niewątpliwie wyższy poziom egzaminu pozwalał przewidzieć, że mniejszy procent zdających go zaliczy. Na ile procent państwo byliście przygotowani?
Nie kierowaliśmy się „zdawalnością” egzaminu, bo nie jest naszą rolą dekretować, ile osób powinno się dostać na aplikacje. Naszym zadaniem było ułożyć test w taki sposób, aby pomógł zweryfikować wiedzę wyniesioną ze studiów.
Zaskoczyły pana wyniki? Co powiedziałby pan tym 10 tysiącom zawiedzionych, którzy nie zdali?