W zasadzie powinno tak być, przecież to sektor nowoczesny, niesłychanie dynamiczny i wrażliwy, na bieżąco odpowiadający na potrzeby klienta. Jeszcze kilkanaście lat temu wydawało się też, że sklepy stacjonarne nie mają szans w pojedynku ze sprzedawcami internetowymi, są skazane na zdmuchnięcie z rynku. Do niczego takiego nie doszło. Owszem, tradycyjne kanały handlu elektroniką w przeszłości miały lepsze okresy, ale przecież są, istnieją. Internet, co bardzo symptomatyczne i pouczające, także w tym przypadku okazał się kolejnym kanałem dystrybucji, skrzętnie zresztą wykorzystywa- nym przez niektóre sieci stacjonarne. E-handel branży nie zmiótł.
Podobnie jest z asortymentem. Widok sklepu z elektroniką i AGD na przykład z lat 90. ubiegłego stulecia mógłby co prawda teraz wywołać ironiczny uśmiech ze względu na archaiczność towaru. Jednak branża ciągle handluje pralkami czy telewizorami. Oczywiście pojawiła się cała masa nowych urządzeń, w szczególności mobilnych, ale znów mieliśmy tu do czynienia z procesem wzbogacenia oferty, a nie totalnej zmiany i wywrócenia wszystkiego do góry nogami. Rodzaje produktów, które z tych sklepów poznikały w ciągu ostatnich kilkunastu lat, można pewnie policzyć na palcach jednej ręki.
Losy branży pouczają więc, że biznesowe rewolucje warto jednak wieszczyć z pewną ostrożnością. Wbrew zapowiedziom, a także – nie ma co ukrywać – nieco wbrew błyskawicznemu rozwojowi technologii, klasyczny system przetrwał i ma się całkiem przyzwoicie. A cała rewolucja przyczyniła się do rozszerzenia oferty branży, nie zaś jej kompletnego przedefiniowania.