Liczy się to, co pracujący dostają do kieszeni – przekonuje Koalicja Obywatelska. I obiecuje, że jeśli wygra wybory, zwiększy najniższe zarobki netto nawet o 35 proc.
Propozycja KO pod hasłem „Niższe podatki, wyższa płaca" jest dosyć skomplikowana, przewiduje obniżenie obciążeń podatkowo-składkowych nałożonych na pracę i tzw. premię za aktywności. Ale jak przekonuje Andrzej Rzońca, główny ekonomista Platformy Obywatelskiej, przyniesie to Polakom spore korzyści. Jakie? Można to prześledzić na przykładzie płacy minimalnej. We wrześniu tego roku taka płaca na rękę wynosiła 1634 zł na miesiąc (przed obniżką PIT od października 2019 r.), a po reformach KO wynosiłaby 2250 zł, więc ponad 600 zł więcej.
Czytaj także: Początek szybkiego wzrostu płacy minimalnej
Skokowy wzrost
Rzońca przekonuje, że propozycje KO są nawet bardziej korzystne niż te Prawa i Sprawiedliwości, które też przecież stawia na wzrost najniższych płac. PiS ma w programie skokowy wzrost wynagrodzenia minimalnego z 2250 brutto obecnie do 3 tys. zł w 2021 roku oraz 4 tys. zł w 2023 r. Gdyby przeliczyć to na płace netto, do kieszeni pracownika w 2021 r. trafiłoby 2202 zł, a w 2023 r. – 2907 zł.
Ciekawe, że bardzo podobne obietnice składa Lewica, która chce wzrostu najniższych płac do 2700 zł w 2020 r. i docelowo – do poziomu 60 proc. przeciętnej płacy (obecnie to poniżej 50 proc.). Gdyby ten ostatni postulat został spełniony, już w 2023 r., płacowe minimum wynosiłoby ok. 2,7 tys. zł na rękę.