Rzeczpospolita: Co zdominowało kampanię wyborczą we Francji?
Łukasz Jurczyszyn: Większość Francuzów przede wszystkim interesuje się kwestiami bezrobocia i ciągłego uszczuplania portfeli. Są niepewni swojej przyszłości, bo Francja jest w dużym kryzysie gospodarczym. Społeczeństwo zastanawia się, czy zbiednieje jeszcze bardziej. Problemem jest olbrzymie zadłużenie, które nie pozwala na sprawne manewry w kierunku reform, a te są niezbędne. Stąd wzrost zaufania do Marine Le Pen (liderki populistycznego Frontu Narodowego) ze strony najbardziej dyskryminowanej części społeczeństwa w kontekście socjalnym, czyli rolników, bezrobotnych, robotników, drobnych przedsiębiorców, ludzi młodych i kiepsko wykształconych.
A co z kwestiami bezpieczeństwa i zagrożenia terrorystycznego?
Rzeczywiście na początku kampanii wydawało się, że te wątki będą dominować. One oczywiście są obecne, ale nie centralne. Obok pojawia się kwestia taniej siły roboczej ze Wschodu, np. Polaków, Litwinów, Rumunów. W tym kontekście także pojawia się pewna wrogość wobec tych nowych imigrantów. Stąd temat protekcjonizmu gospodarczego, który możemy odnaleźć nawet w programie centrowego Emmanuela Macrona. Mówi się nawet o nim, że jest demokratycznym populistą, który chce łagodzić nastroje z prawej i lewej strony. Bo z jednej strony przekonuje, że imigracja to szansa, ale z drugiej strony chce bronić Francuzów przed negatywnymi skutkami globalizacji.