Tym razem w tle jest nowa taśma ujawniona przez TVP Info, na której Paweł Graś chwali Władysława Kosiniaka-Kamysza za reformy, w tym podwyższenie wieku emerytalnego.

Starcie PiS-PSL to jeden z najważniejszych motywów tej kampanii. Ma jednak wiele płaszczyzn, o czym najlepiej świadczy odpalony we wtorek, na kilka dni przed głosowaniem atak. W praktyce to ostatni dzień, gdy nowa informacja może dotrzeć do zwykłych wyborców. Bez osłabienia wyniku PSL może zrealizować się bowiem najgorszy dla PiS scenariusz w tej kampanii. Zwłaszcza, jeśli potwierdzą się informacje i dane o silnej mobilizacji rdzeniowego elektoratu opozycji, który – zgodnie z intencjami Schetyny – wkurzony po 3 latach rządów PiS będzie chciał w niedzielę w masowy sposób pokazać władzy żółtą kartkę.

W tym scenariuszu wynik PSL jest jeszcze bardziej kluczowy niż w innych. Bo ogólnie mobilizacja wyborców w dużych miastach, możliwe rekordowe wyniki niektórych urzędujących prezydentów w naturalny sposób doprowadzi do podbicia wyniku procentowego całej Koalicji Obywatelskiej. Wtedy różnica między Koalicją a PiS będzie niższa niż to pokazywały przez lata sondaże. Po drugie, politycy PiS od dawna powtarzali, że duże miasta będą bardzo trudne. Nic nie wskazuje na to, by w niedzielę miało stać się inaczej. Pozostają sejmiki. Bez demobilizacji wyborców PSL i uderzenia w wiarygodność Kosiniaka-Kamysza w niedzielę może okazać się, że PiS nie ma ani szczególnie dobrego wyniku procentowego, ani dobrych wyników w miastach, ani perspektyw na władzę dużej liczbie sejmików.

Jeśli PiS po wyborach będzie rządziło w zaledwie 2-3, to opozycja natychmiast zbuduje tezę, że wybory oznaczały odrzucenie „dobrej zmiany”.

Słaby wynik PiS wobec nadmiernych oczekiwań uruchomi zaś reakcję łańcuchową rozliczeń w obozie władzy z nieobliczalnymi konsekwencjami.