Donald Trump zapowiedział, że po wygranych wyborach będzie wspierał wycofanie amerykańskich żołnierzy z Korei Południowej. Zamierza także dążyć do przekazania Seulowi broni atomowej, by inicjatywę obronną w imię zachowania demokracji na Półwyspie pozostawić w gestii jego mieszkańców.
Podobnie zapowiada się polityka Trumpa wobec Tokio. Kontrowersyjny kandydat na prezydenta po raz kolejny zaskoczył wizją politycznej przyszłości Azji. Poza atomem dla Korei Południowej, Donald Trump widzi także możliwość przekazania broni nuklearnej Japonii. Uniezależnienie aliantów od amerykańskiej pomocy militarnej uważa za lepsze wyjście od nieustannego ochraniania tej części świata atomowym parasolem.
Według Trumpa te gwarancje bezpieczeństwa ściągają USA w dół, zamiast gwarantować możliwości rozwoju relacji z Azją. Zbyt wiele środków i dyplomatycznej energii kierowane jest bowiem w utrzymywanie status quo z Chinami i Koreą Północną, a niewiele mocy pozostaje na kreślenie nowych płaszczyzn współpracy Stanów Zjednoczonych w ramach zwrotu ku Azji.
Przedsiębiorca-polityk podkreślał, że nie ma na myśli wrogości Waszyngtonu wobec jakiejkolwiek ze stron, jednak nie pozwoli na dalsze wykorzystywanie Ameryki w ramach dotychczasowych porozumień.
Kandydat Republikanów porównuje obecną pozycję USA wobec Japonii i Korei Południowej do próżni. Niczym studnia bez dna pochłania ona niezliczone środki, nie dając wiele w zamian. Stany Zjednoczone muszą utrzymywać ponad 50-tysięczny personel wojskowy w Japonii oraz kontyngent liczący 28,5 tys. żołnierzy na południe od 38. równoleżnika. Co więcej, Trump kwestionuje solidarność obu amerykańskich partnerów, wytykając Seulowi oraz Tokio bezustanne podgrzewanie wzajemnych sporów o podłożu historycznym.
Poglądy Trumpa idą w zgodzie ze stanowiskiem wyrażanym przez niektórych radykałów z rządzącej w Korei Południowej partii Saenuri. Chcieliby oni uzbrojenia Południa w atom, by móc wreszcie szybciej i sprawniej przeciwstawiać się groźbom ze strony Pjongjangu.