Zbliżająca się ku końcowi kampania parlamentarna pokazuje, że partia rządząca – inaczej niż w 2007 roku – potrafiła nie tylko skutecznie zdiagnozować trendy, ale i przedstawić na ich podstawie ofertę. Zdaniem PiS Polacy chcą dobrobytu, konsumpcji owoców wzrostu gospodarczego i transformacji.
PiS definiuje siebie jako partię „centrum” i analizuje, że Polacy nie potrzebują dramatycznych zmian społeczno-światopoglądowych, ale raczej utrzymania status quo. Partia Jarosława Kaczyńskiego narzuciła też – być może na dekady – agendę państwowego aktywizmu i działania w gospodarce jako jedyną akceptowalną przez wyborców. W tym sensie spodziewany wysoki wynik partii rządzącej 13 października będzie oznaczał, że Polacy zagłosują na siebie samych. PiS, dysponując rozbudowanym systemem badań wewnętrznych, był w stanie dostarczyć ofertę skrojoną pod aktualne potrzeby społeczeństwa. Wobec tego pozostałe siły polityczne muszą się do niej przystosować.
Wszyscy chcą dobrobytu
Nie ma oczywiście gwarancji, że przy obecnym układzie komitetów wyborczych i potencjalnie bardzo niskiej liczbie głosów zmarnowanych nawet wysoki wynik PiS sprawi, że partia Jarosława Kaczyńskiego będzie samodzielnie rządzić. Być może też na ostatniej prostej zawiedzie mobilizacja wyborców i jej wynik będzie nieco niższy, niż wskazują to sondaże.
Hasłem tej kampanii stał się dobrobyt, który PiS zdefiniowało na swój sposób. Ale też trafiło w nastroje wyrażane wskaźnikiem BWUK (bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej), który mierzy GUS. „Forbes” zauważa, że w maju 2018 roku po raz pierwszy w historii tego badania optymiści przeważyli nad pesymistami. To przekonanie sprawiło być może, że nawet potknięcia partii rządzącej, które w innych sytuacjach chwiałyby jej notowaniami, teraz nie wpływają w znaczący sposób na poparcie.
To dopiero początek debaty na temat państwa dobrobytu. Być może będzie ona trwać w nowej kadencji Sejmu. O swojej wizji mówi Lewica, która w ciągu dwóch miesięcy była w stanie zbudować w miarę spójne przesłanie właśnie o dobrobycie, który definiuje na sposób skandynawski. Jednak siła Lewicy na kolejne rozdania zależy zarówno od wyniku wyborów, jak też od decyzji jej liderów po wejściu do Sejmu.