Rzecz nie w nim, tylko w nazwie jego stanowiska, ma się on bowiem stać komisarzem do spraw „ochrony europejskiego stylu życia". I aż trudno się zdecydować, co jest tu bardziej oburzającego – to, że zakłada się istnienie czegoś takiego jak osobny europejski styl życia, czy domniemanie, że trzeba go chronić. A może i zakres obowiązków nowego komisarza, który ma się również zajmować kwestiami związanymi z migracjami, a te, jak przecież wiadomo, nie mają najmniejszego związku z tym, w jakim „stylu" żyją Europejczycy.




Dużo ciekawsze od pohukiwań europejskich liberałów jest jednak samo to sformułowanie: styl życia. Co prawda w angielskim oryginale brzmi ono w tym wypadku „way of life", a nie „lifestyle", ale przecież biedny Schinas zostałby zabity śmiechem przez swoich nowych kolegów, gdyby w tak poważnym organie jak Komisja Europejska odpowiadał za lifestyle'ową problematykę. A może mimo to powinien?

Polityka, nie tylko ta europejska, już od dłuższego czasu przesuwa się nie w prawo czy lewo, ale zupełnie gdzie indziej. W kierunku życia, a w zasadzie jego stylu. Wiecom, partiom i komisjom polityczność odebrały rzeczy, przedmioty ideologicznego użytku. Czy nie na tym właśnie polegał geniusz Steve'a Jobsa, pierwszego wielkiego wizjonera – sprzedawcy, ideologa – akwizytora? Wciskał ludziom nie przedmioty, tylko możliwość przeżywania siebie na nowo, inaczej, w symbiozie z wielką wspólnotą ludzi lepszych przez to, co noszą w kieszeni. Jobs, ten Garibaldi półwyspu cyfrowego, doprowadził po prostu do przebudzenia starej jak człowiek potrzeby i zjednoczenia pod nową, choć nadgryzioną, banderą.

Najciekawszą rzeczą w całej historii Schinasa i jego nowego miejsca pracy jest to, że najprawdopodobniej „styl życia" miał się tu okazać sprytnym unikiem, ucieczką przed słowem „tożsamość", które byłoby bardziej adekwatnym, choć rażąco niepoprawnym politycznie, określeniem zakresu obowiązków nowego komisarza. Bo to właśnie tożsamość, relikt dawnych czasów, w których snuło się narracje i układało opowieści, została wyparta przez lifestyle. Uniwersalny język, w którym o swoich potrzebach, lękach i światopoglądzie opowiada się obrazkami. Wznosi postulaty kubkiem z kawą i deklaruje poglądy, zakładając koszulkę. Wystarczy porównać liczbę prenumeratorów codziennych gazet i użytkowników Instagrama. To tam, bez słów, ale tylko przez to głośniej i gwałtowniej, toczy się wojna, do udziału w której Komisja Europejska zgłosiła właśnie swój nieśmiały akces.