Magda Linette skończyła pracę znacznie wcześniej, bo pokonała Chorwatkę Anję Konjuh w dwóch setach. Zaskoczeń w tym meczu było kilka – pierwsze, że Polka znów rozpoczęła ważne spotkanie od wygrania seta do zera.
Konjuh jest tenisistką z niezłą sportową biografią, mimo młodego wieku. Od 2013 roku, gdy była najlepszą juniorką świata, doszła do 30. miejsca w rankingu światowym i rozstawienia w Roland Garros, wygrała też jeden turniej WTA. Linette pomogło to, że grają razem w deblu, często wspólnie trenują – Polka ma od kilku lat chorwackiego trenera Izo Zunicia, zatem rozpoznanie mocnych i słabszych stron Anji nie stanowiło problemu.
Najtrudniej było opanować nerwy po pierwszym, nadzwyczaj udanym secie. Magda Linette nigdy wcześniej nie wygrała dwóch meczów z rzędu w turnieju wielkoszlemowym, raz udało się jej wygrać w US Open (2015), drugi raz w Roland Garros dwa dni temu. Po godzinie i kilku minutach okazało się, że stać ją na więcej, że mocna Chorwatka denerwowała się bardziej, że pracowitość ma znaczenie – co mocno podkreślał trener Zunić. Wynik końcowy: 6:0, 7:5, taki sam padł w pierwszym meczu Polki – z Alizé Lim. W piątek Linette i Konjuh zagrają drugi mecz deblowy, rywalkami będą Czeszki Lucie Hradecka i Katerina Siniakova – para nr 6.
Następna singlowa rywalka Magdy Linette to Elina Switolina, Ukrainka, która w ostatnich tygodniach spisuje się świetnie. Niedawno wygrała turniej w Rzymie, awansowała na szóste miejsce rankingu WTA, słowem – poprzeczka bardzo się podniosła. Siłą Switoliny jest swoboda uderzeń i dobrze kontrolowana dynamika na korcie, w czwartek przekonała się o tym Cwetana Pironkowa, kiedyś ćwierćfinalistka w Paryżu.
Gdy rozstrzygały się końcowe wymiany meczu Linette – Konjuh, Agnieszka Radwańska właśnie przegrywała tie-break pierwszego seta z Alison Van Uytvanck (113. WTA, bywało lepiej). Belgijka, wyraźnie zahartowana w zwycięskich kwalifikacjach, odważnie ruszyła na 10. rakietę świata.