Żużel w sosie własnym

W piątek rusza PGE Ekstraliga – najlepsza i najbogatsza liga świata, ale jest coraz więcej sygnałów, że to sukces w sporcie, którym interesują się tylko Polacy.

Aktualizacja: 04.04.2019 21:31 Publikacja: 04.04.2019 18:25

Tomasz Gollob będzie żużowym ekspertem telewizji nc+

Tomasz Gollob będzie żużowym ekspertem telewizji nc+

Foto: Fotorzepa, Piotr Lampkowski Piotr Lampkowski

Maksymalnie 999 widzów może oglądać mecz, by nie musiał być on zgłaszany jako impreza masowa. Tak jest np. z treningami przed Grand Prix na PGE Narodowym w Warszawie, gdy dla kibiców otwierany jest tylko jeden sektor.

Działacze pierwszoligowego ROW-u Rybnik nie spodziewali się więc, że na sparing z drugoligowym Kolejarzem Opole na stadionie zjawi się 6 tysięcy kibiców. Na wszelki wypadek, by znów nie popaść w konflikt z prawem, odwołano kolejny sparing. Na spotkaniu z ekstraklasowym Get Well Toruń frekwencja mogłaby być jeszcze większa.

Żużel ma jeszcze bardziej wiernych kibiców niż piłka nożna. W liczbach bezwzględnych Lotto Ekstraklasa oczywiście musi wygrywać z PGE Ekstraligą – w sezonie 2017/18 piłkarzy oglądało łącznie nieco ponad 2,8 mln widzów, żużlowców w zeszłym roku – 675 tys. Jednak po rozbiciu tego na średnią okazuje się, że statystyczny ekstraklasowy piłkarski stadion odwiedzało niemal 9,5 tys. kibiców, a żużlowy – 10,5 tys.

Anglia w kryzysie

„Czarny sport" – jak zwykło się ten sport określać w czasach, gdy jeżdżono faktycznie na żużlu (a nie na sjenicie i granicie) – to w Polsce absolutny fenomen. Jeszcze kilkanaście lat temu popularne było powiedzenie, że „w Anglii jeździ się dla nauki, w Szwecji – dla pieniędzy, a w Polsce – dla kibiców".

Teraz brytyjski speedway znajduje się w kryzysie, a Szwecja dopiero powoli podnosi się z dołka, do jakiego wpadła po zakończeniu kariery przez Tony'ego Rickardssona. Mecze tamtejszej Elitserien w zeszłym roku oglądało średnio 3,2 tys. widzów, a jeszcze na przełomie wieków, gdy Rickardsson wyrównywał rekord Nowozelandczyka Ivana Maugera (sześć złotych tytułów mistrza świata), na mecze z jego udziałem przychodziło po 10 tys. widzów.

Poza Szwecją i Anglią poważną, ale coraz słabszą ligę ma jeszcze tylko Dania. Rachityczne rozgrywki funkcjonują też w Czechach, Niemczech czy Francji. Za to całkiem już upadł żużel na Węgrzech i Ukrainie. W Polsce tymczasem po latach tłustych zaczynają się jeszcze bardziej tłuste. PGE Ekstraliga na trzy lata sprzedała prawa do pokazywania meczów stacjom Eleven i nc+, w efekcie będzie to druga liga (po piłkarskiej ekstraklasie), której wszystkie spotkania są transmitowane w telewizji.

Wymusza to wprawdzie sporą zmianę w przyzwyczajeniach kibiców, bo pojedynki będą odbywać się już nie tylko w niedziele, ale też w piątki, lecz nagrodą jest wysokość kontraktu. W poprzednim sezonie każdy klub z tytułu praw telewizyjnych dostawał na starcie milion złotych oraz dodatkowe środki w zależności od miejsca w tabeli i liczby transmisji. Teraz kwoty te ulegną nawet podwojeniu.

Są pułapki

Czy coś może pójść nie tak? Na pewno zbyt często zmieniane są przepisy, na kluby nakłada się kolejne obowiązki, a każdy aspekt meczu żużlowego musi znaleźć swoje miejsce w regulaminie. Przykładowo: oprócz sędziego mecz ma od kilku lat także komisarza toru. Dba on, by gospodarze nie przygotowali toru pod siebie, z pułapkami dla przeciwników.

Mimo to oskarżenia o „preparowanie" wciąż się jednak powtarzają, w regulaminie opisano więc cały plan przygotowania meczu, rozpisany na dni, a wręcz na minuty. Efektem tego są coraz twardsze tory, na których ciężko jest wyprzedzać, a mecze, w których kolejność biegów rozstrzygana bywa już na starcie, nie są atrakcyjne dla kibica na stadionie, a tym bardziej widza przed telewizorem.

Dla porównania, gdyby podobnie działała piłkarska ekstraklasa, w regulaminach zapisano by, na ile minut przed spotkaniem trzeba wyłączyć ostatni zraszacz, a niejedno spotkanie Arki Gdynia by odwołano, po odmowie przez zawodników gry na „kartoflisku".

Jeszcze większym problemem może być powiększająca się różnica między żużlową Polską a resztą świata. To miłe dla kibica, gdy zawodnik z biało-czerwoną flagą staje na podium niemal każdej imprezy, ale trudno zapomnieć, że konkurencję ma coraz mniejszą. Zdominowany przez Polaków Drużynowy Puchar Świata (DPŚ) przestał być rozgrywany, gdyż inne kraje z trudem znajdowały czterech reprezentantów na odpowiednim poziomie. DPŚ zastąpiono wymyśloną naprędce imprezą „Speedway of Nations", gdzie startuje tylko po trzech zawodników z jednego kraju – dwóch seniorów i junior (niektóre federacje nawet jednego juniora nie potrafiły znaleźć).

W 2003 roku Nicki Pedersen wygrał plebiscyt na najlepszego sportowca Danii. Dwa lata później podobny tytuł zdobył w Szwecji wspominany już Rickardsson, który był tak popularny, że został zaproszony do udziału w tamtejszej edycji „Tańca z Gwiazdami" (zajął z partnerką drugie miejsce). Tymczasem w zeszłym roku, gdy przyszło do organizacji dwóch szwedzkich edycji Grand Prix, gospodarze, którym przysługuje prawo przyznania jednej „dzikiej karty", musieli zaproponować ją najpierw 37-letniemu Andreassowi Jonssonowi, a później tylko dwa lata młodszemu Peterowi Ljungowi. Następców Rickardssona nie ma. Coraz wyraźniej widać, że dominujemy w sporcie, którym tylko my się interesujemy.

Dużo kontuzji

Polskim klubom, których budżety dochodzą już do 10 mln zł, u progu sezonu sen z oczu spędzają kontuzje. Ekstraliga jeszcze się nie zaczęła, a już połowa zespołów ma problem ze składem. W Unii Leszno pod nieobecność Jarosława Hampela (złamanie łopatki) mogą błysnąć najlepsi juniorzy, ale gorsze nastroje panują w Grudziądzu (złamany obojczyk Artioma Łaguty), Toruniu (odma płucna Rune Holty) i Lublinie (złamana noga Grzegorza Zengoty, a Grigorij Łaguta po zawieszeniu za doping wraca dopiero 15 maja).

Wielkim wydarzeniem jest powrót w nowej roli Tomasza Golloba, który od wypadku na motocrossie w 2017 roku jeździ na wózku inwalidzkim. Gollob został ekspertem nc+ . – Nie będzie mi łatwo oceniać kolegów, z którymi jeszcze niedawno się ścigałem. Ale będę to robić w sposób czysty i otwarty, dzieląc się z widzami moją wiedzą o żużlu – zapowiada. Kto wie, czy nie jest to najradośniejsza wiadomość żużlowej wiosny.

Maksymalnie 999 widzów może oglądać mecz, by nie musiał być on zgłaszany jako impreza masowa. Tak jest np. z treningami przed Grand Prix na PGE Narodowym w Warszawie, gdy dla kibiców otwierany jest tylko jeden sektor.

Działacze pierwszoligowego ROW-u Rybnik nie spodziewali się więc, że na sparing z drugoligowym Kolejarzem Opole na stadionie zjawi się 6 tysięcy kibiców. Na wszelki wypadek, by znów nie popaść w konflikt z prawem, odwołano kolejny sparing. Na spotkaniu z ekstraklasowym Get Well Toruń frekwencja mogłaby być jeszcze większa.

Pozostało 91% artykułu
żużel
Przerwana seria Bartosza Zmarzlika. Grand Prix Chorwacji dla Jacka Holdera
żużel
Ruszyła PGE Ekstraliga. Mistrz Polski pokazał moc na inaugurację sezonu
Moto
Rusza Rajd Dakar. Na trasę wraca Krzysztof Hołowczyc
Moto
Jedna ekstraliga to mało. Polski żużel będzie miał aż dwie
Moto
Bartosz Zmarzlik, mistrz bardzo zwyczajny