Koronawirus i wymagający rywale. Trudny sezon Stali Nysa w PlusLidze

Sezon pocięty przez koronawirusa i długie czekanie na pierwsze zwycięstwo: najważniejsze dla kibiców jest jednak to, że Stal Nysa znowu gra w PlusLidze.

Publikacja: 16.11.2020 14:12

Koronawirus i wymagający rywale. Trudny sezon Stali Nysa w PlusLidze

Foto: fot. Stal Nysa

Powrót po 15 latach okazał się bardzo trudny. Stal Nysa po sześciu meczach miała na koncie tylko trzy punkty i ciągle czekała na pierwsze zwycięstwo. Jedno spotkanie, z VERVĄ Warszawa Orlen Paliwa zostało przełożone, z powodu koronawirusa w drużynie gospodarzy, a w trzech spotkaniach gracze Stali byli bardzo blisko zwycięstwa, ale kibice na pewno mieli nadzieję na inny początek rozgrywek. Koronawirus dopadł też drużynę Stali, która przez pewien czas nie mogła trenować.

- Doskonale wiedzieliśmy, po ogłoszeniu kolejności meczów, że na początku będzie trudno. Zaczęliśmy od meczu z ZAKSĄ, graliśmy też dwa razy z Asseco Resovią, Treflem Gdańsk, Jastrzębskim Węglem. Dopiero około dziewiątej, dziesiątej kolejki trafiamy na teoretycznie słabsze zespoły. Pamiętajmy, że mamy niemal całkowicie nowy skład, który musi się zgrać – mówi „Rz” prezes Marek Majka.

Poza tym PlusLiga stawia zupełnie nowe wymagania - to w końcu jedna z najsilniejszych lig w Europie, gdzie występuje wielu reprezentantów Polski i przyjeżdżają zagraniczne gwiazdy.

- Nie da się porównać 1. ligi do PlusLigi. Nie mogliśmy zostawić większości składu z zeszłego sezonu. Uważam, że i tak utrzymaliśmy stosunkowo dużą część kadry. Potrzebowaliśmy jednak wzmocnień, a nadarzała się okazja, bo wartościowi gracze odchodzili z Rzeszowa. Rolę odegrały też względy ekonomiczne – opowiada „Rz” trener Krzysztof Stelmach.

Trudno było nie skorzystać z okazji, skoro Stal potrzebowała doświadczonych zawodników, a na Podkarpaciu właśnie zabierano się za przebudowę drużyny po nieudanym sezonie. W ten sposób do Nysy trafili: Marcin Komenda, Zbigniew Bartman czy Bartłomiej Lemański – cała trójka rozegrała już w PlusLidze wiele meczów. Ważne było jeszcze coś innego. Zawodnicy, którzy przychodzili z Rzeszowa, grali ze sobą w poprzednim sezonie i znali się, a to miało duże znaczenie, skoro mieli trafić w zupełnie nowe środowisko.

Najważniejsze było sprowadzenie doświadczonego rozgrywającego. – To jest głowa drużyny, do której dopasowuje się pozostałe elementy. Transfer Marcina Komendy ogłaszaliśmy na samym końcu, ale był jednym z naszych pierwszych wyborów. To nie było łatwe, bo miał ważny kontrakt. Długo trwały rozmowy w sprawie rozwiązania jego umowy. Później skoncentrowaliśmy się na sprowadzeniu doświadczonego libero, czyli Michała Ruciaka. Jednocześnie myśleliśmy o środkowym bloku i zabezpieczeniu pozycji przyjmującego. Trener Stelmach zaproponował Zbyszka Bartmana, który przez dużą część kariery grał na pozycji przyjmującego – zdradza prezes Stali Nysa.

Sporo zamieszania było przy okazji transferu atakującego. Stali pomógł pech zawodnika, który był blisko przejścia do ligi koreańskiej, ale tamtejszy klub rozwiązał z nim umowę z powodu starej kontuzji. - Podpisaliśmy z nim na początku maja wstępną umowę z opcją rozwiązania, jeśli przejdzie do ligi koreańskiej. To była dla niego szansa na nową przygodę i wielkie pieniądze. Mieliśmy innego atakującego, a w razie potrzeby, mogliśmy skorzystać z Bartmana na tej pozycji. Wyszło tak, jak chcieliśmy od początku – opowiada trener Stelmach.

Powrót do PlusLigi był trudny jeszcze z innego powodu. Po 15 latach przerwy można wypaść z obiegu w siatkarskim środowisku i wszystkie znajomości, które pomagają choćby przy  transferach, trzeba było budować od nowa. Prezes Majka, sam nowy w siatkarskim świecie, zatrudnił do pomocy m.in. Adama Kurka (byłego zawodnika, ojca reprezentanta Polski Bartosza) oraz Piotra Szczurka. Dużo pomógł trener Stelmach, były reprezentant Polski, a później trener m.in. ZAKSY czy Indykpolu AZS Olsztyn. Dzięki ich wysiłkom (prezes Majka podkreśla, że drużynę buduje trener, który później odpowiada za osiągnięcie celu), skład wygląda całkiem dobrze, ale brakuje pierwszego zwycięstwa, które zmieniłoby nastroje.

Na taki wynik czekają nyscy kibice, którzy żyją siatkówką, a przez epidemię koronawirusa nawet nie mogą oglądać swojej drużyny na żywo. - Zaryzykowaliśmy, sprzedając karnety. Wiele klubów nie zdecydowało się na taki krok. Nie mogliśmy sprzedać nawet połowy pojemności hali, chociaż chętni by się znaleźli. Ostatecznie kibice kupili ponad 300 karnetów, sporą część karnetów otrzymali nasi sponsorzy w ramach realizacji umów. Około 150 miejsc (z 50 proc. pojemności hali) zostawiliśmy do sprzedaży biletowej przed każdym meczem. Nie rozkładamy wszystkich trybun, bo inaczej dziennikarze nie mogliby zachować przepisowych odległości. Teraz zresztą, i tak trzeba grać przy pustych trybunach – mówi „Rz” prezes Majka.

To problem większości klubów, które muszą spiąć budżety, a nie mają przychodów z dnia meczowego, a koszty rosną: trzeba zapewnić miejsca do dezynfekcji rąk i testy na obecność koronawirusa (jedna tura badań kosztuje około 10 tys. złotych po rabatach, a Nysa testowała się już kilka razy). Nic dziwnego, że pensje siatkarzy poszły w dół, a wyprawa do Warszawy bez rozegrania meczu boli finansowo.

Jakby mało było problemów, drużynę dopadł koronawirus. - Wszyscy zawodnicy mieli pozytywne wyniki testów i do zajęć wróciliśmy 2 listopada. Na początku są to delikatnie treningi, bez skakania i grania sześciu na sześciu. Stopniowo obciążenia treningowe będą wzrastać. Wszyscy przejdą także dodatkowe badania związanie z sercem i płucami, aby wykluczyć powikłania. Czasu nie mamy dużo ponieważ już w poniedziałek 9 listopada rozegramy mecz o sześć punktów z MKS Będzin. Na szczęście przebieg choroby był łagodny, obyło się bez tlenu, lecz paradoksalnie wolałbym aby naszym przeciwnikiem była ZAKSA lub Jastrzębie niż właśnie MKS Będzin w tym pierwszym meczu „po Covidzie” przez naszą drużynę – mówi „Rz” prezes Majka.

Wszystko pójdzie w niepamięć, jeśli Stal zacznie wygrywać. Kilka razy była już blisko, zabrakło doświadczenia i spokoju w końcówce. Celem na ten sezon jest utrzymanie się w najwyższej klasie rozgrywkowej i nie musi oznaczać zajęcie w tabeli pierwszego, bezpiecznego miejsca.

Powrót po 15 latach okazał się bardzo trudny. Stal Nysa po sześciu meczach miała na koncie tylko trzy punkty i ciągle czekała na pierwsze zwycięstwo. Jedno spotkanie, z VERVĄ Warszawa Orlen Paliwa zostało przełożone, z powodu koronawirusa w drużynie gospodarzy, a w trzech spotkaniach gracze Stali byli bardzo blisko zwycięstwa, ale kibice na pewno mieli nadzieję na inny początek rozgrywek. Koronawirus dopadł też drużynę Stali, która przez pewien czas nie mogła trenować.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Siatkówka
Ekstraklasa siatkarzy. Jastrzębski Węgiel blisko obrony tytułu
Siatkówka
Finał PlusLigi. Bywalcy kontra nowicjusze
Siatkówka
PlusLiga. Koniec siatkówki w Lubinie, Stilon Gorzów wchodzi do gry
Siatkówka
PlusLiga. Rusza gra o finał. Kto powalczy o mistrzostwo Polski?
Siatkówka
Ekspresowa faza play-off w PlusLidze. Kluby pomagają reprezentacji Polski