Przełom: Islamiści wychodzą z meczetu

Po raz pierwszy przywódca islamistyczny, i to wpływowy, nie łączy demokracji z religią.

Aktualizacja: 02.06.2016 16:38 Publikacja: 01.06.2016 18:20

Raszid Ghannuszi, islamistyczny reformator, na kongresie swojej partii Nahda w Tunisie

Raszid Ghannuszi, islamistyczny reformator, na kongresie swojej partii Nahda w Tunisie

Foto: AFP

Mała północnoafrykańska Tunezja znowu okazała się wyjątkowym krajem arabskim. Tylko tam udało się utrzymać demokrację dzięki powołaniu koalicji różnorodnych ugrupowań – od liberałów po islamistów.

Teraz ta współrządząca partia islamistyczna, Nahda, zapowiedziała rozdzielenie państwa i meczetu. Ściślej uczynił to jej charyzmatyczny przywódca Raszid Ghannuszi.

– Oficjalna deklaracja Ghannusziego to przełom. Po raz pierwszy lider islamistyczny na coś takiego się zdobył. On nie chce instrumentalizacji islamu w polityce, chce demokracji obywatelskiej, a nie religijnej. To postawa, która będzie miała znaczenie historyczne. Nie przypadek, że to się dzieje w Tunezji. To jedyny kraj arabski z konstytucją, która przestrzega na równi praw kobiet i mężczyzn. I wolności wyznania – powiedział „Rz" Tahar Ben Jelloun, wybitny pisarz arabski piszący po francusku, urodzony w Maroku, a od lat 70. mieszkający na stałe we Francji. Jest muzułmaninem, ale liberalnym i krytycznym wobec archaicznego islamu, który wyznaje większość imigrantów muzułmańskich w Europie.

Zapowiedź Ghannusziego zerwania z politycznym islamem pojawiła się w związku z kongresem Nahdy, który odbywał się pod koniec maja w Tunisie. Nie spotkała się z wielkim oporem w szeregach tunezyjskich islamistów. Widać to po wyborach przywódcy na kongresie, Ghannuszi uzyskał w nich trzy czwarte głosów.

74-letni Ghannuszi powiedział, że partia powoli dojrzewała do fundamentalnej zmiany, a stała się ona koniecznością po wprowadzeniu nowej konstytucji. Konstytucja z 2014 roku mówi, i to już w pierwszym artykule, że religią Tunezji jest islam. Ale potem wspomina o wolności wyznania i praktyk religijnych. I przede wszystkim o „neutralności meczetów". Mają być wolne od wpływów politycznych. I to teraz zaakceptowała Nahda.

Nahda (po arabsku odrodzenie) była przez lata ugrupowaniem wzorującym się na egipskim Bractwie Muzułmańskim, pierwszej i najważniejszej organizacji islamistów. Sam Ghannuszi był pod wpływem ideologa Braci – Sajida Kutba.

Ghannuszi spędził ponad dwie dekady na emigracji, głównie w Wielkiej Brytanii. Wrócił dwa tygodnie po ucieczce Bena Alego do Arabii Saudyjskiej, na lotnisku w Tunisie witały go tłumy, byłem tego świadkiem.

Dziś liderzy Bractwa, którzy po rewolucji z początku 2011 roku doszli do władzy w Egipcie, siedzą w więzieniach, zazwyczaj z wyrokami śmierci. I są uznawani przez władze w Kairze, które w połowie 2013 r. obaliły demokratycznie wybranego islamistycznego prezydenta Mohameda Mursiego i rząd Bractwa, za superterrorystów. A te dzisiejsze władze to obalony reżim po liftingu, bez dyktatora Hosniego Mubaraka i jego najbliższych współpracowników.

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja Nahdy. Ona współrządzi w Tunisie z przedstawicielami obalonego tunezyjskiego reżimu po liftingu. A zaraz po rewolucji, która obaliła Bena Alego, wydawało się, że idzie podobną drogą jak Bractwo Muzułmańskie. Szybko stała się najsilniejszym ugrupowaniem. W tym czasie w wielu meczetach sączono agresywne hasła antyliberalne i antyzachodnie, wzywano do przemocy. W 2013 roku zginęło dwóch ważnych polityków lewicowych. Liberałowie oskarżali za ich śmierć islamistów.

Na prawo od Nahdy wyrosła konkurencja, coraz bardziej wpływowe ugrupowania salafickie i organizacje dżihadystów. Z żadnego innego kraju nie wyjechało do Syrii, by walczyć po stronie tzw. Państwa Islamskiego, tak wielu młodych ludzi jak z Tunezji. Dżihadyści przeprowadzili też kilka spektakularnych ataków terrorystycznych w tym kraju, biorąc na cel przede wszystkim zagranicznych turystów.

Partia Ghannusziego odcięła się od terroru i dżihadyzmu oraz wybrała współpracę w rządzie ze swoimi byłymi wrogami ideologicznymi. Nie wszyscy wierzą, że ta przemiana jest szczera. Jeden z ważnych polityków mówił mi niedawno, że Nahda ma ukryty program całkowitego przejęcia władzy nad umysłami Tunezyjczyków, podobny jak miało Bractwo Muzułmańskie wobec Egipcjan. Ale na razie nie jest go w stanie zrealizować.

Mała północnoafrykańska Tunezja znowu okazała się wyjątkowym krajem arabskim. Tylko tam udało się utrzymać demokrację dzięki powołaniu koalicji różnorodnych ugrupowań – od liberałów po islamistów.

Teraz ta współrządząca partia islamistyczna, Nahda, zapowiedziała rozdzielenie państwa i meczetu. Ściślej uczynił to jej charyzmatyczny przywódca Raszid Ghannuszi.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Społeczeństwo
Demonstracje przeciw Izraelowi w USA. Protestują uniwersytety
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Społeczeństwo
Makabryczne eksperymenty na dzieciach. Niemiecki lekarz uniknął kary, za to podkreślano jego zasługi dla badań nad gruźlicą
Społeczeństwo
Masowe protesty na Wyspach Kanaryjskich. Mieszkańcy do turystów: "Szanujcie nasz dom"
Społeczeństwo
Nowy Jork. Przed sądem, gdzie trwa proces Trumpa, podpalił się mężczyzna
Społeczeństwo
Aleksander Dugin i faszyzm w rosyjskim szkolnictwie wyższym