Książki pochodzą z XVI i XVII wieku.
Jak informuje washingtonpost.com, naukowcy zatrute książki odkryli przypadkowo, chcąc sprawdzić, czy okładki nie są wykonane ze starych manuskryptów. - Biblioteka odkryła wcześniej, że średniowieczne fragmenty manuskryptów, takie jak kopie prawa rzymskiego i prawa kanonicznego, były używane do tworzenia okładek - powiedzieli naukowcy. - Dobrze udokumentowano, że europejscy introligatorzy w XVI i XVII wieku używali do recyklingu starszych pergaminów - dodali.
Choć na pierwszy rzut oka książki nie wyglądały dziwnie, na ich okładkach znajdowały się łacińskie napisy, które były pokryte zieloną farbą. Po zbadaniu książek okazało się, że ich okładki zawierają arszenik.
Naukowcy nie podejrzewają jednak nikczemnych celów. Dawniej niewiele osób przejmowało się potencjalną toksycznością barwników, których używano. Przez pewien czas arszenik był uważany za wystarczająco bezpieczny, aby używać go jako barwnika do stempli, czy sukni balowych - podaje washingtonpost.com. Dopiero na początku XX wieku naukowcy zrozumieli, że arszenik może być niebezpieczny i należy do wyjątkowo zabójczych toksyn.
Naukowcy przypuszczają, że trucizna została użyta do ochrony książek przed owadami i szkodnikami.