Włodzimierz Czarzasty: Mam smak na władzę

Jestem za współpracą, ale to jeszcze nie oznacza jednej wspólnej listy opozycji – mówi Włodzimierz Czarzasty, szef SLD i wicemarszałek Sejmu.

Aktualizacja: 20.02.2021 09:06 Publikacja: 18.02.2021 18:36

Włodzimierz Czarzasty: PO powiedziała, że ważne są partie bez tożsamości. Ale nie broni tożsamości t

Włodzimierz Czarzasty: PO powiedziała, że ważne są partie bez tożsamości. Ale nie broni tożsamości ten, który jej nie ma

Foto: Rzeczpospolita/ Marcin Zubrzycki

Czy w polskiej polityce dzieje się coś nowego? Jeśli tak, a ja ma przekonanie, że coś się dzieje, to jak nazwać ten moment?

Nie wiem, czy trzeba go w ogóle nazywać. W czasach koronawirusa zmieniają się stosunki między ludźmi, między grupami, w zakładach pracy. Ludzie pracują w innych miejscach, żyją w inny sposób. To wpływa także na sferę związaną z polityką. Jest tęsknota za wolnością, jest chęć do układania sobie życia na nowo, ludzie się zastanawiają, co będzie po pandemii, po kryzysie, gdy już będziemy wychodzić z domu bez masek. To napędziło różne przemyślenia również w polityce.

Niektórzy mówią, że w polityce przyszedł czas zmiany. Tak jest?

Tak, ale to nie oznacza, że to poszukiwanie czegoś absolutnie nowego. Z 30 badań poważnych instytutów wiadomo, że PiS już przegrywa z opozycją – bez względu na to, czy tworzy ona jedną listę czy wiele list. To, co wydarzyło się w ostatnich wyborach z lewicą, pokazało, że za wspólne pójście dostaje się dużą „premię". Ale też trzeba pamiętać, że mieliśmy jednolity program. Premia może czekać na tych, którzy stworzą jedną listę, nawet jeżeli nie będzie jednolita programowo. Ale o tym będziemy myśleć pół roku przed wyborami, po ocenie sytuacji. Naciski i presja w niczym nie pomogą. A PiS dosyć konsekwentnie spada i jakbyśmy przeanalizowali cały ostatni rok, to 10 pkt proc. zgubiło.

Ale nadal to pierwsze miejsce.

Zmiana około 10 pkt proc. to ogromna zmiana. To jedna czwarta całości. Myślę, że również Platforma Obywatelska ma kryzys. Partie o programie eklektycznym są coraz mniej cenione. Hołownia jest nowością – zawsze w Polsce jest jedna nowość i zbiera w wyborach parlamentarnych więcej lub mniej głosów w zależności od tego, w jakim momencie się pojawi.

PO na swojej konferencji zbudowała nową nazwę, liczbę – 276. Jak pan na to reaguje?

Jestem przyzwyczajony do takich eventów. Myślę, że zrobili to ze względu na rosnącą pozycję Hołowni. Ogłosili coś, z czym ja się absolutnie nie zgadzam, czyli koniec lewicy, koniec prawicy. Powiedzieli, że ważne są partie bez tożsamości. Ale przecież nie broni tożsamości ten, który jej nie ma.

Sam pan mówił, że jedna lista może jednak pokonać PiS.

Bo pytał pan o to, czego szukają teraz ludzie. To coś innego. Lewica ma jasne podejście np. do praw kobiet, przerywania ciąży, państwa świeckiego, służby zdrowia, systemu emerytalnego czy kształtowania podatków.

PO może to wypracować.

Lewica jest konsekwentna, i jeśli PO nawet tu zmieni stanowiska, to nie jest problem dla nas. Zawsze to mieliśmy, mamy i mieć będziemy, zwłaszcza jeśli chodzi o prawa kobiet. Mogę być niezadowolony z tego, że mamy tylko 10-proc. poparcie, ale jest to wynik stabilny. Hasła Platformy, np. „Koalicja 276", są niejasne. Czyli będziemy odrzucali weto Dudy, ale w jakiej sprawie? Pomyślmy o służbie zdrowia. My jesteśmy przeciwko prywatyzacji szpitali, Platforma jest za. My uważamy, że każdy ma prawo do korzystania z opieki zdrowotnej, a PO, że tylko ci, którzy płacą składki. A co z tymi na śmieciówkach? Czego to weto ma dotyczyć? Ja bym chciał z PO, Lewicą, Hołownią o tym porozmawiać w pierwszej kolejności.

Jaki w takim razie jest pana masterplan dla lewicy i opozycji?

Jestem za współpracą. Od pięciu miesięcy w PSL, Platformie i Lewicy są ludzie, którzy określają katalog rzeczy, jakie ich łączą. Pewnie trzeba będzie do tego doprosić Hołownię. Ale to nie znaczy, że jestem za jedną listą. Jak będzie sto okręgów wyborczych i zmieni się ordynacja, to trzeba mieć jedną listę. Natomiast jeśli ordynacja wyborcza nie będzie zmieniona, będziemy decydowali pół roku przed wyborami. To jest racjonalne.

Co robić przez 30 miesięcy do wyborów?

Można wspólnie zgłaszać projekty ustaw, nagłaśniać ważne sprawy i stwarzać „front" wobec absurdalnego ataku na niezależność mediów prywatnych. To nie znaczy, że musimy podpisywać umowę o stałej współpracy, bo nas dużo różni. Uważam np., że powinniśmy wybudować milion mieszkań, a milion wyremontować i dostosować. Powinny być mieszkania komunalne i takie, na które stać młodych. Prawica uważa, że trzeba budować, a kogo stać, to sobie kupi.

Czyli najpierw współpraca przy niektórych pomysłach?

Ona się dzieje. Tylko nie może być ta współpraca przez nikogo zawłaszczana, bo to zagraża zaufaniu.

W Oko.press powiedział pan, że „Borys nie wytrzymał".

Nagle przewodniczący Budka ogłosił to, o czym wydelegowani przez nas ludzie rozmawiali z nimi od miesięcy. Nie mam o to żalu, ale jeśli opozycja ma współpracować – a ma – to nie można chcieć być wszędzie pierwszym. Musimy przyznać, że ktoś jest lepszy w konkretnych sprawach i dać mu prowadzić temat. Dotyczy to Lewicy, PSL, też PO. Nie można każdego spotkania zaczynać od „my zapraszamy, my jesteśmy najważniejsi”. Wiem, kto jest największą partią – na dziś jest to Platforma lub Hołownia. Zależy od sondażu. Ale wiem że są inne elektoraty. I bez ich wsparcia, nawet jeżeli są 10-procentowe, nikt w Polsce z PiS-em nie wygra. I bez nich nie będzie rządził.

Opozycja nadrobi pewien deficyt? Pokaże, że umie rządzić nieprzekonanym do tego wyborcom?

Nie musi to nastąpić tu i teraz. To jest proces i trzeba to powoli robić. To, w czym musimy się dogadać, to sfera praworządności, bo jest masa rzeczy do zmiany – począwszy od całego pionu wymiaru sprawiedliwości, poprzez KRS i Trybunał Konstytucyjny... Musimy mieć wspólny „front” wobec Unii Europejskiej. Musimy odpowiedzieć na pytanie, jak funkcjonuje służba zdrowia, bo koronawirus pokazał, że funkcjonuje bardzo źle. Trzeba mieć jasną wizję, co dalej z mediami publicznymi, ale nie można tej dyskusji zaczynać od tego, że należy je likwidować. Ludzie zobaczą, że się w Polsce coś zmieniło, gdy wieczorem wiadomości poprowadzi inna dziennikarka. Jeśli szpital źle funkcjonuje, to mamy go likwidować, czy zmienić kadrę i naprawić jego działanie? Zamykanie to najprostsza metoda. Niszczenie i rozwalanie jest najprostsze.

A co z rynkiem pracy?

Będzie kilka spraw, które łączą. Ale będą też takie, które różnią i każda ze stron wniesie coś od siebie. Zawsze uważaliśmy, że bez względu na formę zatrudnienia powinno się mieć prawo do urlopu, do opieki zdrowotnej, opieki nad dzieckiem i konieczne zabezpieczenia.

Świat po pandemii zwiększy nierówności.

W czasie pandemii najbardziej dostali ci najsłabiej zabezpieczeni. Trzeba skończyć ze śmieciówkami albo wyposażyć je w odpowiednie pracownicze uprawnienia. W tej sprawie nie jesteśmy zgodni z Platformą.

Dlaczego Lewica ma tylko 10 proc., skoro od października mamy rewolucję młodych? Oni idą w lewo.

To duża robota dla nas, by powiedzieć „tak" marzeniom młodych. Widziałem, jak zmieniał się temat praw kobiet na strajkach. Ludzie nie chcą zabierania wolności, a mamy rząd, który chce ją zabierać. Naszą rolą jest to, by z młodymi złapać jak najbliższy kontakt. Jeśli ktoś tworzy głos pokolenia, to o nim później nie zapomina. A młodzi ludzie stworzyli już własny i nie zapomną tego.

Komunikujecie się też z nimi przez posłanki i posłów, którzy są na protestach i pomagają. Ale tego nie widać w sondażach.

Pięć lat temu z zarządem przejęliśmy partię na poziomie 3 proc. Naszym marzeniem był powrót do Sejmu. Potencjał lewicy w Polsce oceniam na około 20 proc. Myślę, że ponad 13 proc., które mieliśmy w 2019 r., jest wynikiem dobrym i odzwierciedlało tamten moment polityczny. Teraz w Polsce po pandemii musimy zająć się wzmocnieniem państwa i zwiększeniem jego świadczeń wobec ludzi. Ludźmi, którzy te świadczenia realizują i tymi, którzy z tych świadczeń korzystają. To elektorat lewicy.

Znajdzie się Adam Bielan lewicy i zakwestionuje pana przywództwo?

Każda formacja ma swojego Bielana. Napięcia są, ale mamy doświadczenie w prowadzeniu klubu czterech partii.

Czyli kwestionowanie pana mandatu jako lidera SLD nie spędza panu snu z powiek?

Nie. Powoduje dobrotliwy, wyrozumiały uśmiech ojca.

Konwencja Lewicy 20 lutego. Co dalej?

Każda formacja będzie przedstawiała program. My nie ogłosimy nowego, bo podstawowe nasze elementy programowe są idealne na czas po koronawirusie – silne państwo, świadczenia zdrowotne, socjalne, edukacyjne. Politycznie przed nami zjednoczenie z Wiosną. Czekamy na decyzję sądu. W polityce trzeba umieć czekać. Ja jestem dobrym przykładem tego powiedzenia. Lewica ma smak na władzę. Ja też.

współpraca Joanna Leśnicka

Czy w polskiej polityce dzieje się coś nowego? Jeśli tak, a ja ma przekonanie, że coś się dzieje, to jak nazwać ten moment?

Nie wiem, czy trzeba go w ogóle nazywać. W czasach koronawirusa zmieniają się stosunki między ludźmi, między grupami, w zakładach pracy. Ludzie pracują w innych miejscach, żyją w inny sposób. To wpływa także na sferę związaną z polityką. Jest tęsknota za wolnością, jest chęć do układania sobie życia na nowo, ludzie się zastanawiają, co będzie po pandemii, po kryzysie, gdy już będziemy wychodzić z domu bez masek. To napędziło różne przemyślenia również w polityce.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Donald Tusk chory, ma zapalenie płuc. I wskazuje datę rekonstrukcji rządu
Polityka
Rau wypomina ministrom rządu Tuska, że "chcą objąć dochodowe mandaty" w PE
Polityka
Kucharczyk: Wyborcy mogą czuć się rozczarowani listami KO do PE
Polityka
Exposé Radosława Sikorskiego w Sejmie. Szef MSZ: Znaki na niebie i ziemi zwiastują nadzwyczajne wydarzenia
Polityka
Wybory do PE. Borys Budka tłumaczy, dlaczego startuje