Siły Zbrojne mają swoją grupę pariasów. Nie jest to kasta najniżej postawiona w hierarchii społecznej czy najmniej potrzebna. Wręcz przeciwnie. To grupa osób realizujących wiele ważnych zadań, m.in. administracyjnych czy usługowych, na rzecz wojska.
Bez nich armia nie mogłaby działać. Cywile zatrudnieni są w wielu instytucjach wojskowych – od wojskowych komend uzupełnień po dowództwa czy ministerstwo. Cywilnych pracowników resortu obrony jest ok. 44 tys. (dla porównania, wojskowych ok. 100 tys.)
Dlaczego nazywam ich pariasami? Bo znajdują się na samym dole siatek płac.
Według wyliczeń przedstawionych niedawno przez MON przeciętne wynagrodzenie pracownika cywilnego wojska wyniosło pod koniec poprzedniego roku około 3576 tys. zł brutto, co stanowiło 78,3 proc. przeciętnego uposażenia żołnierza zawodowego, 92,7 proc. średniego wynagrodzenia w gospodarce narodowej i niespełna 87,7 proc. przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw.
Jednak z badań przeprowadzonych przez Wojskowe Biuro Badań Społecznych (WBBS), do których dotarła „Rzeczpospolita", wyłania się dramatyczny obraz sytuacji pracowników cywilnych resortu obrony.