Tragiczna sprawa śmierci na komisariacie ma nową odsłonę. 15 maja 2016 r., czyli w dniu, w którym zmarł rażony paralizatorem 25-letni Igor Stachowiak, ówczesny naczelnik Wydziału Prewencji i Patrolowego Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu polecił skopiować nagrania z tasera. Nie wolno mu było tego zrobić.
Ten wątek wyszedł na jaw dopiero po półtora roku, wskutek nagłośnienia sprawy przez media i wewnętrznego postępowania w policji. Teraz w odrębnym śledztwie bada go prokuratura w Opolu.
Jej zadanie to wyjaśnić, w jakim celu naczelnik kazał skopiować film, co z nim zrobił i komu go pokazał. – Czy uczynił to po to, by mataczyć w śledztwie w sprawie śmierci mężczyzny, czy też po to, by jako przełożony sprawę jak najszybciej wyjaśnić – zaznacza prok. Stanisław Bar, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Opolu.
Ucieczka na emeryturę
Jak ustaliła „Rzeczpospolita”, trzy tygodnie po tym, jak opolska prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie, naczelnik odszedł na emeryturę.
O tragicznych wydarzeniach, jakie rozegrały się na komisariacie Wrocław-Stare Miasto, wydaje się, że wiemy już wszystko. Głównie dzięki reportażowi Wojciecha Bojanowskiego z „Superwizjera” TVN, który rok po śmierci Stachowiaka ujawnił kulisy – w tym szokujące nagranie z policyjnego paralizatora, na którym widać, jak funkcjonariusze znęcali się nad 25-latkiem. Materiał spowodował falę dymisji w policji.