Nie ma podstaw do kontrolowania, czy tak delegowany sędzia zdążył przygotować się do sprawy. To sedno uchwały siedmiu sędziów Sądu Najwyższego podjętej na wniosek zwykłego składu SN.
Chodziło o kontrolę art. 77 § 9 prawa o ustroju sądów powszechnych, który pozwala prezesowi sądu apelacyjnego delegować sędziego sądu rejonowego albo okręgowego do orzekania w sądzie wyższym, ze względu na racjonalne wykorzystanie kadr oraz łagodzenie obciążeń poszczególnych sądów. Prezes ma z tego prawa korzystać w szczególnie uzasadnionych wypadkach, a łączny okres delegacji nie może przekroczyć 14 dni w ciągu roku.
Kwestia ta wynikła w dość skomplikowanej i trwającej kilka lata sprawie o podział spółdzielni. Niezadowoleni z wyroku sądu apelacyjnego zarzucili w kasacji nieważność postępowania przy wydawaniu zaskarżonego wyroku przez wadliwą delegację jednego z sędziów.
Delegowany był na konkretny dzień rozprawy, ale okazało się, że sąd uznał za konieczne odroczenie ogłoszenia wyroku, co nastąpiło 8 października, na który to dzień ów sędzia dostał kolejną delegację, ale tylko na ten. Występująca w imieniu skarżących przed SN mec. Agata Włodarczyk twierdziła, że sędzia nie mógł zapoznać się z liczącymi kilkadziesiąt tomów aktami, a to dyskwalifikuje jego udział. Gdyby SN przychylił się do tej argumentacji, to tak zapadające wyroki byłyby wadliwe i skutkowały nieważnością postępowania, gdyż niewłaściwy skład sądu należy do największych wykroczeń proceduralnych.
Z kolei adwokat Igor Magiera, pełnomocnik jednego z pozwanych, i prokurator Wojciech Kasztelan wskazywali, że należy odróżnić czynności przygotowujące sędziego do rozprawy, takie jak przeglądanie akt, i te może wykonywać także poza ścisłym okresem delegacji, od czynności orzeczniczych, które muszą się w tym terminie mieścić. I to zostało w tej sprawie zachowane.