Po niedawnych ćwierćfinałach Ligi Mistrzów nie milkną dyskusje o ostatnich minutach rewanżowego meczu Manchesteru City z Tottenhamem. Manchester co prawda wygrał 4:3, ale nie awansował, bo zabrakło jednego gola. Wprawdzie Raheem Sterling strzelił bramkę w 93. minucie, ale turecki sędzia jej nie uznał po zapoznaniu się z zapisem wideo. Stwierdził, że był spalony. Kontrowersje wywołał też wcześniejszy gol dla Tottenhamu uznany przez sędziego także po skorzystaniu z VAR. Czy była ręka? Według powtórek telewizyjnych tak. Czy na VAR było to widoczne? Raczej nie. Sędzia widzi to, co zarejestrowała oficjalna kamera, i to – obok własnych oczu i oceny sędziów pomocniczych – jest dla niego wiążące w wydawaniu decyzji podczas meczu. Dyskutowaliśmy o tym nawet podczas kolegium redakcyjnego w Wielki Czwartek. Przesądzający okazał się argument szefa działu sportowego, który powiedział: bramka była, sędzia widzi to, co mu pokażą.

Dlaczego o tym piszę na łamach dodatku „Sądy i prokuratura", a nie w dziale sportowym? Bo reguły w gruncie rzeczy są bardzo podobne.

Przed Świętami Wielkanocnymi Sąd Okręgowy w Poznaniu zakończył trwający ponad dwa lata proces przeciwko Adamowi Z. oskarżonemu w głośnej i szeroko komentowanej sprawie o popełnione z zamiarem ewentualnym zabójstwo Ewy Tylman. Wyrok: uniewinnienie.

Takiego rozstrzygnięcia można się było spodziewać, odkąd sąd uprzedził o możliwej zmianie kwalifikacji prawnej – z zabójstwa na nieumyślne spowodowanie śmierci. Gdy sąd informował o tym strony w lutym 2017 r., zwolnił też oskarżonego z aresztu. Fachowcy już wtedy wiedzieli więc, czym się może skończyć ta sprawa. Dla sądu prowadzącego proces karny liczą się te dowody, którymi legalnie dysponuje. Wydaje taką decyzję, do której jest przekonany i która ma oparcie w zgromadzonym materiale i po wysłuchaniu racji wszystkich stron postępowania oraz zeznań bezstronnych świadków.

Tak też uczynił poznański sąd. Przeanalizował i ocenił dowody. I uznał, że te prokuratorskie go nie przekonują, a niektóre, np. eksperyment procesowy przeprowadzony nad Wartą, utwierdzają, że śledczy nie mają racji. Wyrok nie mógł więc być inny – mimo żalu ojca Ewy Tylman. Oczywiście to nie koniec, bo będzie jeszcze apelacja, mogą zatem tu nastąpić zwroty akcji. Na dziś jednak nie wiemy, jak zginęła Ewa Tylman, i sąd zagadki nie rozwikłał. Nie mam wątpliwości, że to lepiej, niż gdyby skazywał na siłę, do oceny oskarżenia wykorzystując wiarę, a nie rozum – tak jak było w sprawie niesłusznie skazanego Tomasza Komendy.