Sędziowie delegowani do ministerstwa -pożytek czy strata?

W resorcie sprawiedliwości zatrudnionych jest dziś 163 sędziów

Aktualizacja: 12.11.2017 06:13 Publikacja: 11.11.2017 06:00

Osoby, które chcą się rozwijać i awansować w ramach sądownictwa, nie wiążą się na dłużej w ramach de

Osoby, które chcą się rozwijać i awansować w ramach sądownictwa, nie wiążą się na dłużej w ramach delegacji do Ministerstwa Sprawiedliwości

Foto: Fotorzepa, Andrzej Cynka And Andrzej Cynka

Od dłuższego czasu środowiska nieprzychylne Ministerstwu Sprawiedliwości (dalej MS), w tym stowarzyszenia sędziowskie, krytykują co do zasady delegowanie sędziów do Ministerstwa Sprawiedliwości.

Między innymi w apelu z 24 lipca 2017 r. do sędziów Rzeczypospolitej Polskiej prezes K. Markiewicz w imieniu zarządu SSP Iustitia zwraca się m.in.: „(...) o rezygnację z delegacji do Ministerstwa Sprawiedliwości i powrót do orzekania w sądach. (...) inne zachowanie stanowi legitymizację przepisów prawa niezgodnych z konstytucją. Jest także sprzeczne z naszą powinnością sędziowską wobec Rzeczypospolitej Polskiej i jej obywateli", (http://www.iustitia.pl/informacje/1839-apel-ssp-iustitia-do-sedziow-rzeczypospolitej-polskiej). Widzą też w delegacji przyczynę zaległości w sądach oraz zagrożenie dla niezawisłości sędziowskiej, a także legitymizację dla pomysłów politycznych dotyczących sądownictwa.

Dziwne, że wcześniej krytyka nie była aż tak drastyczna i dotyczyła raczej długości okresu oraz liczby osób delegowanych do MS. Przed 2015 r. nie słychać było z ich ust słów potępienia samej instytucji delegacji. Nawet sędzia Jacek Ignaczewski, kilkakrotnie delegowany do MS, gdzie doszedł ostatnio do stanowiska dyrektora departamentu, dopiero po odwołaniu z delegacji wypowiedział się za zaniesieniem instytucji sędziów delegowanych. Wydaje się zatem, że dopiero teraz, koniunkturalnie i zupełnie z innych przyczyn, niemerytorycznych, krytykują potrzebę delegowania sędziów.

Może jednak warto na chłodno zastanowić się nad wynikającymi z delegowania pożytkami i ewentualnymi stratami. I położyć je na szali. Co przeważy?

Postaram się odpowiedzieć na to pytanie. Jest mi tym łatwiej, że swoich poglądów nie zmieniłem na skutek obecnej (od lutego 2016 r.) delegacji do MS, ale podobne prezentowałem od początku swojej działalności społecznej w 2008 r., również jako członek zarządu SSP Iustitia.

Skoro społeczeństwo poprzez swoich przedstawicieli w parlamencie od lat (podobnie było w okresie międzywojennym) przyjęło model podległości administracyjnej sądownictwa ministrowi sprawiedliwości, a Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 2009 r. nie uznał tego za niekonstytucyjne, za celowe uważałem i uważam delegowanie sędziów do czasowej pracy w Ministerstwie Sprawiedliwości.

Jakie zatem mogą być pożytki i straty z delegacji sędziów? Zacznę od strat, bo jest oczywiste, że instytucja delegacji nie wiąże się z samymi plusami. Ale zanim o tym, podam garść faktów.

W tej chwili, tj. 20 października 2017 r. (dane z MS), w Ministerstwie Sprawiedliwości jest zatrudnionych 163 sędziów, z czego najwięcej, bo 36, w Departamencie Nadzoru Administracyjnego, 29 w legislacyjnym, 25 w Departamencie Współpracy Międzynarodowej, po 19 w departamentach wykonania i zawodów prawniczych, 14 w Departamencie Kadr, 10 w rodzinnym, 3 w strategii, 4 w Departamencie Prawa Administracyjnego, 2 w Informatyzacji, jeden w Biurze Kontroli oraz jeden sprawujący funkcję podsekretarza stanu (Ł. Piebiak).

Dla porównania pod rządami PO–PSL, według stanu na 31 października 2011 r., było ich 154 (źródło: „Rzeczpospolita" z 18 stycznia 2012 r.), a więc zaledwie o dziewięciu mniej, gdy takiej co do zasady krytyki nie było. Przy ogólnej ilości sędziów 9684 daje to ok 1,7 proc. Dużo to czy mało? Nie ma jednej odpowiedzi. Trudno też dokonywać wiarygodnej oceny, ile ci sędziowie załatwiliby potencjalnie spraw, gdyby nie byli na delegacji. Są w Ministerstwie Sprawiedliwości sędziowie różnych szczebli – od rejonowego po apelacyjny – i z różnych działów. I każdy z nich mógłby statystycznie załatwić inną ich ilość. Przyjmijmy jednak bardzo szacunkowo średnią dla wszystkich szczebli i rodzajów nawet na ok. 500 rocznie na sędziego (chociaż w sądach okręgowych średnia w pionie cywilnym wynosi ok. 260, a w karnym 318, podczas gdy w warszawskich sądach rejonowych w pionie cywilnym ok. 566) co daje ok. 82,5 tys. spraw przy około 15 mln (w 2016 r. było ich 14 910 884) wszystkich wpływających do sądów. A zatem byłoby to około 0,55 proc. Więc strata jest, ale czy aż tak wielka?

Kolejny zarzut – delegacja jest nie do pogodzenia z niezawisłością sędziego. Nie wiem, jak z tym polemizować, gdyż od wyroku TK z 2009 r. sędziowie delegowani nie mogą jednocześnie orzekać w sądach. Nie ma więc mowy o jakimkolwiek (nawet hipotetycznym) możliwym nacisku na sędziego, bowiem sfera jego niezawisłości odnosi się wyłącznie do orzekania. Wbrew niektórym doniesieniom również w Ministerstwie Sprawiedliwości toczy się dyskusja i istnieje możliwość przekonywania do swoich racji. Natomiast wykonując inne (nie orzecznicze) obowiązki podczas delegacji, sędzia w każdej chwili, jeśli nie zgadza się z poleceniami przełożonych, może odmówić i zrezygnować z delegacji. Nikt tu wbrew swojej woli nie jest zatrzymywany.

O trzecim zarzucie dotyczącym rzekomej „legitymizacji" wszelkich zmian prawa pisałem już w swoim artykule „Czy delegacja demoralizuje sędziego" („Rzeczpospolita" z 17 września 2016 r.). Jak wskazałem na wstępie, sędziowie są rozrzuceni po różnych departamentach – od nadzoru, przez kadry, wykonanie orzeczeń, sprawy międzynarodowe po informatyzację. W większości zajmują się merytorycznymi zagadnieniami, a jeśli część z nich zajmuje się zmianami ustrojowymi w prawie, to każdy projekt ma swojego autora lub zespół, który nad nim pracuje. Jeśli sędzia delegowany przygotował lub współuczestniczył w projekcie, który według kogoś godzi w wymiar sprawiedliwości, niezawisłość sędziowską, powinno się to wiązać tylko z oceną danej osoby, a nie z każdym sędzią delegowanym przez sam fakt pracy w Ministerstwie Sprawiedliwości. A to, czy on miał rację czy oponenci i faktycznie sprzeniewierzył się swojej sędziowskiej przysiędze czy nie, ocenimy chyba po latach. A może i nie, bo każdy będzie miał swoją opinię.

Pożytki. W Ministerstwie Sprawiedliwości sędziowie delegowani, jak wynika chociażby z podziału na departamenty, zajmują się różnymi sprawami. W departamencie, w którym pracuję – nadzoru administracyjnego – zajmują się m.in. nadzorem bieżącym i okresowym w ramach analizy informacji rocznych prezesów sądów apelacyjnych, opiniowaniem aktów prawnych, rozpatrywaniem skarg obywateli na działalność sądów. W ramach departamentu funkcjonuje też wydział ds. usprawnienia sądów powszechnych, w którym toczą się prace koncepcyjne i przygotowywane są projekty związane z usprawnieniem sądownictwa.

Mogę wymienić skrótowo tylko niektóre, np. projekty dotyczące zmian w procedurze cywilnej, karnej, wykroczeń czy KKS. Nie muszę chyba nikogo przekonywać, jak ważną rolę zarówno w tym dziale, jak i w innych departamentach mogą odgrywać sędziowie. Praktycy, którzy najlepiej wiedzą, jakie zmiany są pożądane, by sądownictwo funkcjonowało lepiej i sprawniej. Już w 2012 r. sędzia SN K. Gonera mówiła: „(...) sędziowie w całej Europie są odciągani od sądzenia. Polski model delegacji sędziów do Ministerstwa Sprawiedliwości nie jest niczym nadzwyczajnym. Zgodzić się trzeba, że nadzór nad działalnością sądów powinien leżeć w rękach sędziów, a nie urzędników" (źródło: Lex. Kancelaria 6 lutego 2012 r.).

Przeciwnikom tego stanu rzeczy proponuję wyobrazić sobie sytuację, w której faktycznie nie ma w MS żadnego sędziego i o wszystkim – nadzorze, skargach, postępowaniach dyscyplinarnych i projektach itp. – decydują wyłącznie urzędnicy i politycy. Istotną wartością jest również wiedza nabyta przez sędziów delegowanych w toku swojej pracy w Ministerstwie Sprawiedliwości. Niezależnie od szczebla i stanowiska, na jakim się tu pracuje, wiele problemów sądownictwa można zobaczyć w innym świetle zarówno przez pryzmat innych sądów, jak i w skali krajowej, nie tylko patrząc z wąskiego wycinka swojego macierzystego sądu. Powrót do pracy w sądzie z nowymi doświadczeniami z pracy w Ministerstwie Sprawiedliwości jest również korzystny dla sądów. Cytowana przeze mnie sędzia K. Gonera mówiła w 2012 r. również: „TK orzekł o niemożności orzekania przez sędziów delegowanych do ministerstwa, ze względu na kolizję władzy wykonawczej z sadowniczą. Konsekwencje tego orzeczenia, wydanego w 2009 r. są już widoczne: nie ma szczególnego zainteresowania sędziów pracą w ministerstwie, nie ma silnej motywacji odchodzenia z sądów. Prawdopodobnie jedną z przyczyn może być fakt, że dla osoby ambitnej, starającej się o stały rozwój zawodowy, powstaje problem niemożności awansowania do wyższego sądu. Jeśli mamy na jedno miejsce kilku lub kilkunastu kandydatów (do okręgowych – 6 na jedno miejsce, do rejonowych – 40), to delegacja do ministerstwa trwająca powyżej trzech lat, niemal automatycznie eliminuje taką osobę z konkurencji".

Jak widać więc osoby, które chcą się rozwijać i awansować w ramach sądownictwa, nie wiążą się na dłużej w ramach delegacji do Ministerstwa Sprawiedliwości, a krótkotrwała jest dla nich korzystnym, nowym doświadczeniem. Są również osoby, które w Ministerstwie Sprawiedliwości są na delegacji od wielu lat, ale tu można się zastanowić nad określeniem (być może w zależności od zajmowanego stanowiska) maksymalnego okresu delegacji i karencji przy powtórzeniu, za czym sam osobiście się opowiadam. Nie bez znaczenia jest również dość elastyczny model finansowania instytucji sędziów delegowanych. Środki pochodzą z budżetów sądów i przy równomiernym delegowaniu nie obciążają ich znacznie. W razie potrzeby i dodatkowych zadań można szybko pozyskać doświadczoną osobę, podczas gdy może nie być środków na etaty w służbie cywilnej co oznacza niemożność wykonania (lub opóźniene) zadań w Ministerstwie Sprawiedliwości.

Odpowiedź na pytanie, czy mając sędziów delegowanych do Ministerstwa Sprawiedliwości, odnosimy więcej korzyści czy strat, pozostawiam każdemu z czytelników.

Moim zdaniem korzyści przeważają nad „stratami" i jestem przeciwnikiem negowania samej zasady delegacji. Można natomiast (ale jest to moje prywatne zdanie, a nie pogląd Ministerstwa Sprawiedliwości) pokusić się o rozważenie w ramach konsensusu maksymalnej liczby sędziów delegowanych do Ministerstwa Sprawiedliwości, okresu ich delegacji, jak też swoistego audytu, czy w każdej dotychczasowej komórce Ministerstwa Sprawiedliwości niezbędny jest (lub w takiej ilości) udział sędziów. ©?

Autor jest sędzią Sądu Okręgowego w Suwałkach. W latach 2008–2016 był członkiem zarządu, następnie komisji rewizyjnej SSP Iustitia i prezesem oddziału suwalskiego. Od lutego 2016 r. delegowany do Ministerstwa Sprawiedliwości na stanowisko zastępcy dyrektora Departamentu Nadzoru Administracyjnego.

Od dłuższego czasu środowiska nieprzychylne Ministerstwu Sprawiedliwości (dalej MS), w tym stowarzyszenia sędziowskie, krytykują co do zasady delegowanie sędziów do Ministerstwa Sprawiedliwości.

Między innymi w apelu z 24 lipca 2017 r. do sędziów Rzeczypospolitej Polskiej prezes K. Markiewicz w imieniu zarządu SSP Iustitia zwraca się m.in.: „(...) o rezygnację z delegacji do Ministerstwa Sprawiedliwości i powrót do orzekania w sądach. (...) inne zachowanie stanowi legitymizację przepisów prawa niezgodnych z konstytucją. Jest także sprzeczne z naszą powinnością sędziowską wobec Rzeczypospolitej Polskiej i jej obywateli", (http://www.iustitia.pl/informacje/1839-apel-ssp-iustitia-do-sedziow-rzeczypospolitej-polskiej). Widzą też w delegacji przyczynę zaległości w sądach oraz zagrożenie dla niezawisłości sędziowskiej, a także legitymizację dla pomysłów politycznych dotyczących sądownictwa.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konsumenci
Sąd Najwyższy orzekł w sprawie frankowiczów. Eksperci komentują
Prawo dla Ciebie
TSUE nakłada karę na Polskę. Nie pomogły argumenty o uchodźcach z Ukrainy
Praca, Emerytury i renty
Niepokojące zjawisko w Polsce: renciści coraz młodsi
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Aplikacje i egzaminy
Postulski: Nigdy nie zrezygnowałem z bycia dyrektorem KSSiP