Radcy prawni odbyli swój kadencyjny zjazd. Wybrali nowe władze krajowe. Zjazd uchwalił też wytyczne na najbliższe lata. Nie ma wśród nich kwestii nadmiernie nowatorskich, nie mówiąc już o rewolucyjnych. Nie było takiej potrzeby, wszak zawód radcy prawnego osiągnął już pod względem kompetencji, form jego wykonywania oraz regulacji deontologicznych status kompletny. Samorząd zawodowy zaś, jako instytucja, ma znaczącą pozycję w życiu publicznym. Czy jest on jednak i pozostanie na tyle mocny wewnętrznie, aby tę pozycję utrzymywać? Na ile jest i będzie postrzegany przez blisko pięćdziesięciotysięczną społeczność zawodową jako autentyczny jej reprezentant?
Większość rozstrzygnięć merytorycznych ostatniego Krajowego Zjazdu Radców Prawnych zapadała niemal jednogłośnie. Bez żadnej debaty zatwierdzono sprawozdania kadencyjne ustępujących organów krajowych. Tylko jedna kwestia z projektu uchwały programowej na lata 2016–2020, przedłożonego przez ustępująca krajowa radę, a mianowicie potrzeba wprowadzania regulacji dotyczących posługiwania się przez radców prawnych wyróżnikiem specjalisty w określonej dziedzinie prawa wywołała większą dyskusję.
Przy wyborze władz krajowych, w szczególności prezesa krajowej rady, dało się natomiast zauważyć w gronie delegatów wyraźne zróżnicowanie. To rzecz naturalna w demokratycznych procedurach przy wielości kandydatów. Różnice w programach zapowiadanych przez trójkę kandydatów na tę funkcję sprowadzały się jednak bardziej do sposobu prezentacji niż merytorycznej ich zawartości. Dominowały sprawy zwiększenia popytu na pomoc prawną i skutecznej obrony podstawowych wartości zawodu, takich jak tajemnica zawodowa i niezależność. Czy więc wydarzyło się na Zjeździe coś, co mogłoby sygnalizować potrzebę głębszej refleksji nad sytuacją zawodu, a także samorządu?
Czegoś zabrakło
Dyskusje, jak już wspomniałem, wywołała sprawa specjalizacji. Ostatecznie po godzinnej debacie większość zdecydowała o całkowitym wykreśleniu z projektu uchwały kierunkowej tezy tej kwestii dotyczącej. Uznano więc, że nie ma potrzeby przeprowadzenia badań, a nawet dyskusji środowiskowej o celowości ewentualnej regulacji w tej sprawie. Autorom projektu uchwały chodziło o możliwość ustanowienia jasnych kryteriów pozwalających radcom posługiwać się wyraźną i uprawnioną informacją o specjalizacji. Czy decyzja zjazdu była słuszna? Bardziej przemawiały do mnie – choć szanuję argumenty wszystkich wypowiadających się w tej sprawie – wypowiedzi delegatów, którzy wskazywali na konieczność przynajmniej zdiagnozowania takiej potrzeby. Po to, aby zainteresowanym lepszą identyfikacją konkretnego radcy stworzyć możliwość, bynajmniej nie obowiązek, skorzystania z takiego informowania. Nie wiem, czy zabrakło tu wyobraźni, czy też odwagi w podchodzeniu do rozwiązywania problemów, które nie są proste i oczywiste.
Gdy mniejszość jest większością
O odwadze tymczasem mówili na zjeździe przynajmniej niektórzy kandydaci na funkcje i do wybieranych organów. Brakło jej jednak na pewno przy rozstrzyganiu o innej bardzo wrażliwej kwestii. Mowa o projektowanym zakazie łączenia funkcji – nie członkostwa – w organach samorządu szczebla okręgowego i krajowego. Za wprowadzeniem takiego zakazu opowiedziało się wprawdzie blisko 120 delegatów, nie wystarczyło to jednak, aby projekt uzyskał większość i w konsekwencji rangę normy wewnętrznego prawa korporacyjnego. Argumentacja przeciwników tego unormowania, którzy przeważali wśród delegatów na zjazd, wpycha samorząd w grząskie meandry demokracji postrzeganej jedynie jako arytmetyczna większość decydująca przy rozstrzyganiu o sprawach naprawdę trudnych i wrażliwych. Szczególnie gdy taka większość w organie (a takimi w skali krajowej są zjazd i krajowa rada) niekoniecznie odpowiada reprezentatywności środowiska.