Dariusz Sałajewski o wyborach KRRP: Meandry arytmetycznej demokracji

Prosta proporcjonalność ustalania liczby kandydatów na zjazd powoduje, że ponad jedna czwarta wywodzi się z największej izby radcowskiej – przestrzega prawnik.

Aktualizacja: 20.11.2016 14:26 Publikacja: 20.11.2016 13:00

XI Krajowy Zjazd Radców Prawnych

XI Krajowy Zjazd Radców Prawnych

Foto: Fotorzepa

Radcy prawni odbyli swój kadencyjny zjazd. Wybrali nowe władze krajowe. Zjazd uchwalił też wytyczne na najbliższe lata. Nie ma wśród nich kwestii nadmiernie nowatorskich, nie mówiąc już o rewolucyjnych. Nie było takiej potrzeby, wszak zawód radcy prawnego osiągnął już pod względem kompetencji, form jego wykonywania oraz regulacji deontologicznych status kompletny. Samorząd zawodowy zaś, jako instytucja, ma znaczącą pozycję w życiu publicznym. Czy jest on jednak i pozostanie na tyle mocny wewnętrznie, aby tę pozycję utrzymywać? Na ile jest i będzie postrzegany przez blisko pięćdziesięciotysięczną społeczność zawodową jako autentyczny jej reprezentant?

Większość rozstrzygnięć merytorycznych ostatniego Krajowego Zjazdu Radców Prawnych zapadała niemal jednogłośnie. Bez żadnej debaty zatwierdzono sprawozdania kadencyjne ustępujących organów krajowych. Tylko jedna kwestia z projektu uchwały programowej na lata 2016–2020, przedłożonego przez ustępująca krajowa radę, a mianowicie potrzeba wprowadzania regulacji dotyczących posługiwania się przez radców prawnych wyróżnikiem specjalisty w określonej dziedzinie prawa wywołała większą dyskusję.

Przy wyborze władz krajowych, w szczególności prezesa krajowej rady, dało się natomiast zauważyć w gronie delegatów wyraźne zróżnicowanie. To rzecz naturalna w demokratycznych procedurach przy wielości kandydatów. Różnice w programach zapowiadanych przez trójkę kandydatów na tę funkcję sprowadzały się jednak bardziej do sposobu prezentacji niż merytorycznej ich zawartości. Dominowały sprawy zwiększenia popytu na pomoc prawną i skutecznej obrony podstawowych wartości zawodu, takich jak tajemnica zawodowa i niezależność. Czy więc wydarzyło się na Zjeździe coś, co mogłoby sygnalizować potrzebę głębszej refleksji nad sytuacją zawodu, a także samorządu?

Czegoś zabrakło

Dyskusje, jak już wspomniałem, wywołała sprawa specjalizacji. Ostatecznie po godzinnej debacie większość zdecydowała o całkowitym wykreśleniu z projektu uchwały kierunkowej tezy tej kwestii dotyczącej. Uznano więc, że nie ma potrzeby przeprowadzenia badań, a nawet dyskusji środowiskowej o celowości ewentualnej regulacji w tej sprawie. Autorom projektu uchwały chodziło o możliwość ustanowienia jasnych kryteriów pozwalających radcom posługiwać się wyraźną i uprawnioną informacją o specjalizacji. Czy decyzja zjazdu była słuszna? Bardziej przemawiały do mnie – choć szanuję argumenty wszystkich wypowiadających się w tej sprawie – wypowiedzi delegatów, którzy wskazywali na konieczność przynajmniej zdiagnozowania takiej potrzeby. Po to, aby zainteresowanym lepszą identyfikacją konkretnego radcy stworzyć możliwość, bynajmniej nie obowiązek, skorzystania z takiego informowania. Nie wiem, czy zabrakło tu wyobraźni, czy też odwagi w podchodzeniu do rozwiązywania problemów, które nie są proste i oczywiste.

Gdy mniejszość jest większością

O odwadze tymczasem mówili na zjeździe przynajmniej niektórzy kandydaci na funkcje i do wybieranych organów. Brakło jej jednak na pewno przy rozstrzyganiu o innej bardzo wrażliwej kwestii. Mowa o projektowanym zakazie łączenia funkcji – nie członkostwa – w organach samorządu szczebla okręgowego i krajowego. Za wprowadzeniem takiego zakazu opowiedziało się wprawdzie blisko 120 delegatów, nie wystarczyło to jednak, aby projekt uzyskał większość i w konsekwencji rangę normy wewnętrznego prawa korporacyjnego. Argumentacja przeciwników tego unormowania, którzy przeważali wśród delegatów na zjazd, wpycha samorząd w grząskie meandry demokracji postrzeganej jedynie jako arytmetyczna większość decydująca przy rozstrzyganiu o sprawach naprawdę trudnych i wrażliwych. Szczególnie gdy taka większość w organie (a takimi w skali krajowej są zjazd i krajowa rada) niekoniecznie odpowiada reprezentatywności środowiska.

Łakomy kąsek

Prosta proporcjonalność w ustalaniu liczby delegatów na krajowy zjazd i uzależnianie jej od liczebności izb powoduje, że ponad jedna czwarta delegatów wywodzi się z jednej, największej izby radcowskiej, zaś delegaci wywodzący się z tylko niespełna jednej trzeciej izb stanowią większość w tym organie. W żaden sposób nie kwestionując mandatu wybranego na zjeździe prezesa, warto pamiętać, że wybór ten dokonał się przy tylko jednym głosie dającym wymaganą bezwzględną większość, a wszystko wskazuje na to, że ponad połowa oddanych na zwycięskiego kandydata głosów pochodziła z jednej, największej izby.

Brak zakazu łączenia funkcji wykonawczych (quasi-zarządczych) w organach okręgowych i krajowych sprzyja oligarchizacji samorządu. Utrzymywanie dotychczasowych zasad proporcjonalnego prawa wyborczego wywołuje natomiast w samorządzie klientystyczne zachowania mniejszych izb radcowskich w stosunku do liczbowych potentatów, a właściwie jednego głównego potentata, jakim jest stołeczna izba radcowska. Ryzyko politycznego kokietowania –„małych" przez „dużych" staje się w takiej sytuacji bardzo prawdopodobne.

Nie ma to nic wspólnego z umacnianiem jedności wspólnoty zawodowej i samorządu jako instytucji wokół rozwiązywania naprawdę ważnych dla niej problemów. Miejsce merytorycznej debaty – przynajmniej w przeważającej części – zajmują natomiast przedwyborcze arytmetyczne układanki, których celem jest w istocie podział funkcji przez zwycięzców w wyborach. Funkcje te, szczególnie kiedy istnieje możliwość ich łączenia, stają się lukratywnym łupem, a przynajmniej tak już są i będą postrzegane. Postrzeganie takie w środowisku będzie tym bardziej uzasadnione, gdy na funkcjach kierowniczych, tak w organach okręgowych jak i krajowych samorządu, będziemy mieli do czynienia z zawłaszczaniem ich przez stosunkowo nieliczne grupy niemal etatowych i „uniwersalnych" kompetencyjnie działaczy. Należy żałować, że sprawa, o której piszę, nie wybrzmiała jednoznacznie w dorobku normatywnym odbytego niedawno zjazdu.

Jak się widzą...

Wiele i słusznie mówi się o wizerunku zawodu radcy prawnego. Niezmiennie aktualne są działania identyfikujące w społeczeństwie profesjonalizm pomocy prawnej świadczonej przez radców i wskazujących na jej przydatność. Podkreślali to niemal wszyscy kandydaci ubiegający się o mandaty we władzach samorządu wszystkich szczebli. Stale też samorząd zabiega o swój wizerunek jako instytucji publicznej. W staraniach tych nie można pomijać celu, jakim jest to, jak środowisko zawodowe postrzega ludzi, którzy to środowisko reprezentują. Czy aby niektórzy mandatariusze, szermując argumentami o demokracji, nie nadużywają prawa do posługiwania się nimi?

Autor jest odchodzącym prezesem Krajowej Rady Radców Prawnych

Radcy prawni odbyli swój kadencyjny zjazd. Wybrali nowe władze krajowe. Zjazd uchwalił też wytyczne na najbliższe lata. Nie ma wśród nich kwestii nadmiernie nowatorskich, nie mówiąc już o rewolucyjnych. Nie było takiej potrzeby, wszak zawód radcy prawnego osiągnął już pod względem kompetencji, form jego wykonywania oraz regulacji deontologicznych status kompletny. Samorząd zawodowy zaś, jako instytucja, ma znaczącą pozycję w życiu publicznym. Czy jest on jednak i pozostanie na tyle mocny wewnętrznie, aby tę pozycję utrzymywać? Na ile jest i będzie postrzegany przez blisko pięćdziesięciotysięczną społeczność zawodową jako autentyczny jej reprezentant?

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji