Waldemar Żurek odpowiada na felieton Jakuba Iwańca "Żurek fiction"

Sędzia Jakub Iwaniec w swoim felietonie „Żurek fiction" stawia tezy, których nie można pozostawić bez odpowiedzi.

Aktualizacja: 05.11.2017 12:49 Publikacja: 05.11.2017 07:00

Waldemar Żurek

Waldemar Żurek

Foto: rp.pl

Zastanawiałem się, czy wchodzić w polemikę z osobą, której dokonania znane są z nie najlepszej strony, ale tym, którzy nie pamiętają, warto przedstawić kilka faktów.

Marne to pocieszenie, że sędzia Iwaniec chwali niektóre fragmenty naszej akcji prostowania kłamstw ze strony www.takjakbylo.pl. Jedynym pożytkiem jego felietonu jest to, że zainspirował czytelników, by zajrzeli na stronę http://www.krs.pl/pl/rzecznik-prasowy/a-prawda-jest-taka i by sami wyrobili sobie zdanie.

Sędzia Iwaniec udaje, że nie dostrzega zagrożeń, które niosą wprowadzane zmiany, i nie obchodzi go, że przerywa się kadencję urzędujących prezesów i przeprowadza czystkę w sądach. Jest przecież w grupie, która przykleja się do polityków i z hasłem TKM na ustach chce zbudować nowe elity. Najlepiej z ludzi, którzy ze swymi umiejętnościami, a czasem bagażem kar dyscyplinarnych, dotychczas nie mogli „awansować", a teraz wiernie będą służyć nowemu panu. Czasem za dodatek, czasem za stanowisko, byle zaspokoić swoje ambicje.

Sędzia Iwaniec mówi, że zmiana kadry jest czymś normalnym, ale w normalnym państwie sądy powinny być odcięte od polityki. Także o skróceniu kadencji ich prezesów powinny decydować obiektywne przesłanki, a nie wola polityka. Jeśli ministerialny sędzia nie rozumie różnicy między czystką a wymianą kadr, to znaczy, że operujemy inną siatką pojęć.

Zasłużyć na dodatek

Sędzia zarzuca Krajowej Radzie Sądownictwa, że nie stosuje instrumentów, które ma, by zbadać zgodność ustawy – Prawo o ustroju sądów z konstytucją. Czyżby nie widział wcześniejszych skarg Rady złożonych do Trybunału Konstytucyjnego, a następnie wycofanych, gdy do składów orzekających zostali dopuszczeni sędziowie dublerzy, dopisywani do rozpatrywania spraw, które już zawisły na wokandzie? Rozumiem, że ministerialnemu sędziemu podoba się obecny Trybunał. Ja oceniam sytuację inaczej i mam nadzieję, że historia zweryfikuje, kto miał rację.

Teraz system losowania spraw. To kolejny piarowy zabieg ministerstwa, które chce udowodnić Polakom, że przez ostatnie 27 lat wszystkie sprawy w sądach były przydzielane „po koleżeńsku". Tak by z góry było wiadomo, jaki wyrok zapadnie. Teraz dzięki losowaniu wszystko będzie pod kontrolą superszefa, „apolitycznego" prokuratora generalnego-ministra sprawiedliwości. Rozumiem, że sędzia Iwaniec w swoim dotychczasowym życiu zawodowym sądził wszystkie sprawy przydzielane mu do referatu stronniczo. Nie mam nic do systemu losowania, ale jak się przyjmuje ustawę z takim rozwiązaniem, to najpierw trzeba zrobić pilotaż i ocenić, gdzie i co szwankuje, a potem zmieniać.

Sędzia Iwaniec broni tezy, że sędziowie niższego szczebla mogą zajmować stanowiska w sądach wyższego szczebla. Znam wielu fantastycznych sędziów sądów rejonowych, ale każda struktura, by mogła prawidłowo funkcjonować, opiera się na hierarchiczności. Rozumiem, że teraz będzie odwrotnie i „zwykły" poseł będzie wydawał polecenia prezydentowi, pułkownik będzie zarządzał generałem, podsekretarz stanu ministrem, a sędziami będą zarządzali asystenci lub referendarze. Nie podejrzewam sędziego o brak inteligencji, ale rozumiem, że musi teraz zapracować na swój ministerialny dodatek.

Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci ...

Autor zarzuca KRS, że często awansowała nieradzących sobie sędziów (wbrew opinii zgromadzeń) albo pozytywnie opiniowała kandydatów na prezesów. Nie wiem, kogo ma na myśli, pisząc, że przepychała sędziowskich słabeuszy. Może chodzi mu o urzędnika, który z ministerialnego stanowiska dyrektora departamentu stał się prezesem sądu apelacyjnego nominowanym przez ministra Ziobrę? Widać, że autor zupełnie nie rozumie, że w konkursach na stanowiska sędziowskie w KRS wygrywają czasem osoby zdecydowanie lepsze niż te, które zdobyły najwięcej głosów na zgromadzeniach. Taki zarzut w ustach sędziego Iwańca brzmi groteskowo, biorąc pod uwagę skazujący wyrok Sądu Najwyższego-Sądu Dyscyplinarnego w sprawie autora „Żurek fiction". KRS domagała się wtedy usunięcia sędziego Iwańca z zawodu za zachowania nielicujące z godnością urzędu. Zadziwia mnie tupet pana sędziego, ale jeszcze bardziej decyzje kadrowe ministerstwa: mimo wiedzy o przewinieniach sędziów zatrudnia ich.

Co do insynuacji dotyczących tzw. afery w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie, rozumiem, że sędzia Iwaniec opiera się na totalnie zmanipulowanym przekazie narodowej telewizji. Materiały dotyczące tej sprawy przygotowywała osoba, którą potem odsunięto od pracy za ordynarne manipulowanie informacjami i „odpowiednie" cięcie wypowiedzi rozmówców. Po tym incydencie staram się brać udział w telewizji narodowej tylko w programach na żywo. Rozumiem, że sędzia Iwaniec ogląda tylko programy tejże, bo są obiektywne i prawdziwe. Kolejny raz mogę tylko współczuć. W sprawie afery krakowskiej warto jeszcze dodać, że KRS natychmiast zwołała posiedzenie, ale nim się odbyło, oskarżony prezes złożył dymisję. Od zawsze Rada potępiała przypadki sędziowskich nadużyć, domagając się sprawiedliwych rozstrzygnięć i surowych kar. Tak też było w przypadku sędziego Iwańca, o czym wie.

Jeśli chodzi o wypowiedzi z posłanką Pawłowicz w tle, rozumiem, że sędziemu Iwańcowi też podoba się rozwiązanie, w którym politycy wybierają członków Krajowej Rady Sądownictwa. Rozumiem, że jest mu bliżej do posłanki Pawłowicz. Zastanawiam się tylko, do jakiego obozu wysłałaby go posłanka, bo, jak wiemy, w swoich publicznych wystąpieniach wysyłała już sędziów do obozów w Korei Północnej, a potem zmieniała je na powstałe po drugiej wojnie światowej w Niemczech obozy resocjalizujące osoby związane z niemieckim faszyzmem. Mam nadzieję, że Krystyna Pawłowicz, jak sędzia Iwaniec pisze, koleżanka z Rady, nie szukałaby dla niego innego miejsca reedukacji.

Co do projektu zmian w KRS przygotowanego przez Iustitię, przypomnę, że ani Rada, ani stowarzyszenia sędziowskie nie mają inicjatywy ustawodawczej. Gdy sędziowie TK brali udział w pracach sejmowych nad ustawą o Trybunale, zostali zlinczowani, że wchodzą w kompetencje władzy ustawodawczej i przygotowują przepisy „pod siebie". A gdy Iustitia przygotowała projekt i chciała, by kluby parlamentarne nad nim pracowały, okazało się, że większość rządowa nie jest nim zainteresowana.

Żeby ślad po nim nie zaginął i społeczeństwo mogło go poznać, przekazała go klubom opozycyjnym, co jest normalne w krajach demokratycznych. A sędzia Iwaniec określa to jako polityczne harakiri. No cóż, 30 srebrników trzeba jakoś odpracować.

Autor jest sędzią, rzecznikiem Krajowej Rady Sądownictwa

Zastanawiałem się, czy wchodzić w polemikę z osobą, której dokonania znane są z nie najlepszej strony, ale tym, którzy nie pamiętają, warto przedstawić kilka faktów.

Marne to pocieszenie, że sędzia Iwaniec chwali niektóre fragmenty naszej akcji prostowania kłamstw ze strony www.takjakbylo.pl. Jedynym pożytkiem jego felietonu jest to, że zainspirował czytelników, by zajrzeli na stronę http://www.krs.pl/pl/rzecznik-prasowy/a-prawda-jest-taka i by sami wyrobili sobie zdanie.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem