Z banalnym stwierdzeniem, że długi należy spłacać, zgadzamy się zazwyczaj bez zastrzeżeń, gdy mają być nam oddane. Kiedy sami mielibyśmy je zwracać, łatwiej przychodzi nam usprawiedliwianie. A co dopiero, gdy powinniśmy oddać te, które inni zaciągnęli. Rzymska tradycja i prawne doświadczenie nie pozostawiają wątpliwości nawet w wymiarze najszerszym i najpoważniejszym: spłaty długów spadkowych. Dziedzice odpowiadali w pełni za zobowiązania swych spadkobierców. Do III wieku przed Chr. spadkobiercy ustawowi nie mogli odrzucić spadku. Gdy wreszcie pretor wpadł na pomysł, aby udzielać im dobrodziejstwa powstrzymania się od przyjęcia spadku, następowało to pierwotnie tylko w postępowaniu egzekucyjnym. Prowadzono je względem zmarłego niewypłacalnego dłużnika, a nie jego dziedziców, dlatego nie spadały na nich skutki bankructwa. Uzyskiwali m.in. prawo do grobu, ale majątek przepadał na rzecz wierzycieli spadkodawcy.

Ratowani tak przed niesprawiedliwością dziedzice domowi nie mieli żadnego wpływu na powstanie długów. Co innego wszyscy pozostali powołani do spadku, którzy zawsze powinni się dobrze zastanowić nad alternatywą. Gdy bowiem spadek przyjęli, odpowiadali całym własnym majątkiem za długi spadkowe. Na okoliczność, że oto niespodziewanie długi mogłyby przekroczyć aktywa spadku, pozwalało przygotować się dobrodziejstwo inwentarza. Szansa na ograniczenie odpowiedzialności w ramach możliwości spadku pojawiła się dopiero u absolutnego schyłku historii prawa rzymskiego. Wprowadził to dobrodziejstwo do porządku prawnego cesarz Justynian w 531 roku. Co prawda służyło ograniczeniu odpowiedzialności dziedzica, lecz niosło i korzyści wierzycielom. Zyskiwali jasność co do zawartości spadku i wiedzieli, że sprawa zakończy się w ciągu trzech miesięcy. Co ciekawe, justyniańska regulacja nie wymagała żadnego oświadczenia o przyjęciu z dobrodziejstwem. Powołany najpierw nabywał spadek, a potem rozpoczynał spis dóbr spadkodawcy. Dokonywało się go w obecności notariusza i świadków. W celu zabezpieczenia zapisobierców trzech z nich powoływano na świadków. Dziedzic podpisywał dokument i w ten sposób deklarował zgodność inwentarza z prawdą, a ciężar dowodu przenosił się na wierzycieli i zapisobierców.

Z koncepcji zapoczątkowanej przez justyniańskie dobrodziejstwo inwentarza powszechnie korzystają współczesne ustawodawstwa: czasem jako pozostawiona spadkobiercy alternatywa dla przyjęcia spadku wprost, czasem jako zasada, jak w prawie niemieckim. Przygotowana zmiana prawa polskiego idzie po tej drugiej linii, stawiającej justyniańskie rozwiązanie na pierwszym miejscu, jak projekt chińskiego kodeksu cywilnego. Tak w europejskiej tradycji prawnej, jak i w samym prawie rzymskim pozostają różnice dotyczące terminów, sposobu zaznaczenia, że się korzysta z dobrodziejstwa inwentarza; postanowień, kto i z jakich powodów z mocy prawa tak przyjmuje; procedury sporządzenia spisu. Różnice te stanowią o bogactwie tradycji. Dobrodziejstwo inwentarza to w końcu kolejny przykład, jak rzymskie doświadczenie dostarcza bogactwa rozwiązań. Stworzyło bowiem wielkie pudełko klocków, z których współczesny ustawodawca może budować w wariancie albo wariantach, jakie zdają mu się najbardziej przydatne w danych okolicznościach, kontekście społeczno-gospodarczym oraz momencie dziejów. Daje ważne wskazówki w zakresie polityki prawa, boć przyjęcie z dobrodziejstwem inwentarza zawsze wydawało się bezpieczniejsze. Pozostaje ono wszelako wyrazem braku zaufania do spadkodawcy. Jednym z najpoważniejszych argumentów na jego rzecz jest dziś to, że nie widzimy powodów, aby poprawiać poprzez dziedziczenie pozycję wierzycieli spadkowych. Dotąd mogli liczyć na zaspokojenie z majątku spadkodawcy. Dlaczego mają teraz mieć szansę zaspokojenia także z majątku spadkobiercy?

Dobrodziejstwo inwentarza to w Rzymie instytucja nowa. Mieściła się jednak w dawnym myśleniu, wyznaczanym prawem do namysłu. A tego można oczekiwać od każdego. Wciąż za mało o głębokim namyśle mowy przy braniu kredytów, choć tu sytuacja poprawiła się w związku ze społecznym i politycznym problemem zadłużenia indeksowanego we frankach szwajcarskich. Trzeba głośno ostrzegać, a przynajmniej wzywać do poważnego zastanowienia w razie pokusy wzięcia nawet drobnej pożyczki konsumpcyjnej. Gdy nie jest ona konieczna, rodzi etyczne zastrzeżenia. Pokazuje to najlepiej prawo spadkowe: nie godzi się własne długi zostawiać do spłacania dzieciom.

Autor jest profesorem nauk prawnych, kierownikiem Katedry Prawa Rzymskiego na Wydziale Prawa i Administracji UJ, wykłada na Wydziale Prawa i Administracji UW