Roboty wkraczają do kancelarii

O tym, jak ważny dla prawników staje się rynek afrykański, dlaczego nadal warto robić interesy w Azji, a także jak w obsłudze klientów może pomóc sztuczna inteligencja i w czym na razie nie zastąpi ona ludzi, opowiada globalny senior partner kancelarii Linklaters w rozmowie z Anną Wojdą.

Aktualizacja: 19.05.2018 12:08 Publikacja: 19.05.2018 10:06

Roboty wkraczają do kancelarii

Foto: Adobe Stock

Rz: Podoba się panu w Warszawie?

Charles Jacobs: Warszawa bardzo mi się podoba. Przede wszystkim jest tu wspaniałe biuro i prawnicy, z którymi od dawna współpracuję, a po drugie, i o tym być może porozmawiamy, także nasze centrum usług wspólnych, które szybko się rozwija i jest niezwykle ważne z punktu widzenia naszej globalnej działalności.

Skoro wspomniał pan o centrum, to powiedzmy, że działa ono już od ponad trzech lat. Chcecie je państwo rozwijać?

Wszystkie kancelarie prawne muszą dysponować swoimi zasobami w sposób coraz bardziej wydajny, tak by świadczyć usługi klientom, jednocześnie obniżając swoje koszty, ale nie jakość tych usług. Nasza analiza wykazała, że w Polsce jest doskonale wykształcona siła robocza z bardzo dobrymi umiejętnościami językowymi i etyką pracy, a jednocześnie dostępna dla nas po atrakcyjnych stawkach. To świetne miejsce, by zatrudniać ludzi, nie obniżając jakości świadczonych przez nich usług, a jednocześnie redukując koszty. To scenariusz alternatywny do tego, by centrum było zlokalizowane w każdym innym kraju naszej globalnej sieci.

Czym zajmuje się centrum?

Wymienię pięć najważniejszych obszarów. Pierwszy to technologia i obsługa IT – z punktu widzenia naszej działalności aspekt bardzo ważny. Drugi to księgowość i finanse. Wszystkie te funkcje przenieśliśmy do Warszawy.

Dwa kolejne obszary dotyczą zasobów ludzkich. Zarządzanie kadrami jest bardzo istotne, podobnie jak analiza ryzyka biznesowego, zwłaszcza z punktu widzenia działalności prawniczej. Nawiązując współpracę z nowymi klientami, musimy badać, czy nie występuje konflikt interesów. Analizujemy np. sprawy związane z potencjalnym praniem pieniędzy. Również zakupy dla sieci globalnej częściowo odbywają się w Warszawie.

Wszystkie te obszary będziemy rozwijali w ciągu najbliższych trzech lat, ponieważ podoba nam się w Warszawie. Nasz zespół liczy już 140 osób, jesteśmy bardzo zadowoleni z jakości świadczonych tu usług.

Kancelaria ma w planach swój rozwój w Polsce i w Europie Środkowo-Wschodniej. Co to oznacza? Czy poszerzycie działalność w Warszawie, pojawią się np. nowe rodzaje usług, a może Linklaters pojawi się w innych krajach?

Nie mamy w tej chwili planów otwierania nowych biur w rejonie Europy Środkowo- -Wschodniej. Inwestujemy natomiast stale i coraz więcej w Warszawie. Przez ostatnie dwa lata awansowaliśmy dwie osoby do szczebla partnera – Janusza Dzianachowskiego w praktyce prawa nieruchomości i Marcina Schulza w praktyce prawa korporacyjnego. Ostatnia promocja miała miejsce w tym roku. W taki sposób inwestujemy w praktykę. Inwestować będziemy również w rozwijanie centrum usług wspólnych.

Warszawskie biuro rozwija się w sposób organiczny, naturalny. Gdy mamy nowy duży projekt, liczba prawników naturalnie wzrasta, ale staramy się, aby rotacja w zespole była niewielka. W porównaniu z konkurencją nasz zespół jest stabilny i tak też jesteśmy postrzegani na zewnątrz.

Linklaters interesuje się Afryką. A to nadal biedny kontynent. Oczywiście pewnie jest tam, jak wszędzie, zapotrzebowanie na usługi prawników, ale czy taka duża firma ma szansę zaistnieć na tamtejszym rynku?

Pochodzę z RPA, pracuję w Linklaters od 30 lat i od 30 lat obsługuję afrykański biznes. Uważam, że jest to naprawdę niesamowity rynek, a Afryka będzie zyskiwała na znaczeniu na arenie globalnej.

Linklaters lubi być obecna tam, gdzie coś się dzieje. Chcemy wspierać naszych afrykańskich klientów, którzy inwestują za granicą, jak też firmy, które dopiero planują ekspansję do Afryki.

Jesteśmy jedyną globalną firmą, która ma w Afryce tak silną obecność. Część krajów afrykańskich to kraje francuskojęzyczne, w których obowiązuje system prawny zbliżony do francuskiego. Nasze biuro paryskie aktywnie działa w tych krajach. Inne kraje to z kolei byłe kolonie portugalskie. Jesteśmy jedyną globalną kancelarią prawną, która ma biuro w Lizbonie, dzięki czemu jesteśmy w stanie obsługiwać transakcje w tej części Afryki.

Ja z kolei odpowiadam za resztę krajów afrykańskich, w których stosuje się prawo brytyjskie. Mamy też specjalny międzynarodowy zespół zajmujący się Afryką.

A czym Linklaters zajmuje się w Afryce?

Przemysł wydobywczy, energetyka, w tym elektrownie, infrastruktura, telefonia komórkowa, dobra konsumpcyjne i handel detaliczny to nasze główne obszary działania. W Afryce, podobnie jak w Chinach, liczba ludności stale rośnie, a sprzedaż jest działalnością na ogromną skalę. Mamy w związku z tym dużo pracy korporacyjnej, fuzji i przejęć oraz transakcji finansowania. Obserwujemy też duże zainteresowanie rynkiem polskim afrykańskich inwestorów, zwłaszcza w sektorze nieruchomości. Kilka dużych transakcji z udziałem tzw. powierniczych funduszy nieruchomości [REIT – Real Estate Investment Fund – przypis redakcji] już się w Polsce odbyło. Jest co najmniej kilku dużych graczy zainteresowanych inwestycjami w regionie, pracujemy z nimi w różnych częściach świata, zapraszamy ich między innymi do Polski, staramy się wzbudzić ich zainteresowanie. To partnerska współpraca.

Skoro była mowa o Afryce, porozmawiajmy teraz o Azji. Czy to nadal łatwy, czy raczej już trudny rynek dla prawników?

Możliwości rozwoju w Azji są nadal duże. Po kryzysie wiele kancelarii ograniczyło skalę swojej działalności albo zamknęło azjatyckie biura ze względu na mniejszy popyt na usługi prawnicze. Linklaters obrała jednak perspektywę długofalową. W Hongkongu obecni jesteśmy od 40 lat, w Singapurze od 30 lat, w Szanghaju i Pekinie od 15 lat. Nie zamykamy swoich biur, nawet jeśli na danym rynku pojawiają się problemy i przez jakiś czas pracy jest nieco mniej. To, jak się okazało, dobra strategia. Chińczycy nas za to doceniają i pamiętają, że nie zrezygnowaliśmy z ich rynku w cięższych czasach. Jesteśmy jedyną kancelarią prawną, która została zaproszona do współpracy w ramach inicjatywy „One Belt, One Road" [projekt Nowego Jedwabnego Szlaku zainicjowany przez przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej – przypis redakcji].

Jest pan w kancelarii starszym partnerem, mężczyzną. Podobno jednak Linklaters to firma, w której jest jeden z najwyższych współczynników kobiet wśród partnerów kancelarii globalnie. To przypadek czy efekt przemyślanej strategii?

W naszej firmie równe traktowanie osób o odmiennej płci, rasie czy wyznaniu jest bardzo ważnym aspektem kultury korporacyjnej. W kadrach zarządczych Linklaters kobiety to 42 proc. To w mojej ocenie dobry wynik. Jeśli zaś spojrzymy na dyrektorów i menedżerów, to kobiety stanowią 43 proc. z nich. Wśród nowo wyłonionych partnerów na całym świecie 37 proc. to kobiety. Osiągamy coraz lepsze wyniki, jeśli chodzi o różnorodność pod względem płci, ale nie tylko, dbamy także o równe traktowanie pod względem rasy. Zasadniczo w tej dziedzinie prawnicy, w tym Linklaters, mają jeszcze dużo do zrobienia, ale na tle konkurencji my radzimy sobie całkiem nieźle. Byłbym zaskoczony, gdyby moim następcą nie była kobieta.

Kancelarie prawnicze inwestują w nowe technologie, oprogramowanie, sztuczną inteligencję. Zakładam, że w Linklaters jest podobnie.

Technologia i innowacje to dla Linklaters i dla mnie jako kierującego tą firmą kwestie bardzo istotne. Klienci spodziewają się, że kancelarie będą działały coraz bardziej wydajnie, spodziewają się również, że zobaczą efekty tej zwiększonej wydajności. Historycznie kancelarie prawne dosyć powoli dostosowywały się do zmian. Ten rynek zmienia się jednak na plus. W naszym przypadku widoczne jest to w kilku aspektach: przede wszystkim kupujemy najlepsze dostępne na rynku produkty technologiczne. Uważamy, że warto nawiązywać relacje z producentami oferującymi najwyższą jakość. Sami również, wewnętrznie, zajmujemy się opracowywaniem pewnych nowych technologii. Działamy w sposób zbilansowany, z jednej strony kupujemy, z drugiej rozwijamy własne systemy IT.

Co ma pan na myśli, mówiąc o nowych technologiach opracowywanych w kancelarii?

Mamy nowy produkt – Nakhoda. To projekt wykorzystujący sztuczną inteligencję, który przygotowujemy we współpracy z bardzo zdolnymi, młodymi ludźmi, którzy są autorami tej technologii, my zaś zajmujemy się stroną prawną. Chodzi o częściowe zautomatyzowanie i przez to usprawnienie przeglądu dokumentów, którego dokonuje się podczas analizy prawnej, tzw. due diligence. Kiedyś było tak, że przy dużych transakcjach, np. związanych z nieruchomościami, przeglądane były tysiące dokumentów. Prawnicy musieli je wszystkie fizycznie przeglądać i czytać. W tej chwili dane trafiają do komputera, on je systematyzuje i ocenia, a my uzyskujemy gotową wstępną analizę prawną. Tu, w tym biurze, w naszym centrum usług wspólnych posiadamy oprogramowanie opracowane na potrzeby analizy wydatków ponoszonych przez pracowników. To, co człowiekowi zajmuje cztery dni, ten system jest w stanie przeanalizować w dwie godziny.

To bardzo dobre wyniki, ale czy nie obawia się pan, że jeśli programy komputerowe zaczną zastępować ludzi, to okaże się, że prawnicy w kancelarii nie są już potrzebni, a przynajmniej nie w takiej ilości jak teraz?

Branża prawnicza, podobnie jak inne, nie jest w stanie zignorować sztucznej inteligencji. Jeżeli się nie dostosujemy i nie zwiększymy naszej wydajności, klienci to zauważą i będą nas postrzegać jako firmę zbyt mało innowacyjną i o obsługę prawną poproszą naszą konkurencję. Znikniemy wtedy z rynku. Tak więc nie mamy wyboru.

Ludzie w branży prawniczej będą nadal potrzebni. Analizy mogą robić komputery. Klienci natomiast potrzebują kontaktu z człowiekiem, tak jak w przypadku opieki zdrowotnej. Poza tym tak ważne czynniki jak osądy i empatia są jeszcze niedostępne sztucznej inteligencji, więc rola człowieka wciąż jest najważniejsza. A dzięki sztucznej inteligencji ten człowiek może działać wydajniej.

A poza tym komputer nie wypije kawy z klientem i nie poprowadzi negocjacji.

(śmiech)

Rz: Podoba się panu w Warszawie?

Charles Jacobs: Warszawa bardzo mi się podoba. Przede wszystkim jest tu wspaniałe biuro i prawnicy, z którymi od dawna współpracuję, a po drugie, i o tym być może porozmawiamy, także nasze centrum usług wspólnych, które szybko się rozwija i jest niezwykle ważne z punktu widzenia naszej globalnej działalności.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Prawne
Artur Nowak-Far: Crowdfunding. Zmagania Dawidów i Goliatów
Opinie Prawne
Prof. Marlena Pecyna: O powadze prawa czyli komisja śledcza czy „śmieszna”
Opinie Prawne
Marek Isański: Dla NSA Trybunał Konstytucyjny zawsze był zbędny
Opinie Prawne
Stanisław Biernat: Czy uchwała Sejmu wpływa na status sędziów-dublerów
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Konfiskata auta. Rząd wchodzi w buty PiS