Przeczytałem w „Rzeczpospolitej" przeprosiny niemieckiego staruszka (94 lata) za przestępstwa, których się dopuścił prawie 75 lat temu. Tak mnie zastanowiły, że postanowiłem je zacytować w części istotnej dla obecnej sytuacji w Polsce: „Wstyd mi, że widząc bezprawie, w żaden sposób mu się nie przeciwstawiłem. Jest mi naprawdę przykro". Ja uważam, że lepiej późno niż wcale, ale moje przesłanie jest skierowane do prawników w Polsce współczesnej. Nie podejrzewam, żeby prawnicy, niemający partyjnej zaćmy na oczach i oglądający, co się dzieje z prawem, konstytucją i demokracją w Polsce, nie dostrzegali, jak rozmontowywane jest państwo prawa. Może nie państwo prawa w takim stopniu, jak byśmy chcieli – ale jednak. Tłumaczenie się z przestępstw – jak ten staruszek – popełnionych 75 lat temu niewielu czy komukolwiek z pokrzywdzonych pomoże. Czy nie należy dzisiaj przeciwstawiać się rażącemu bezprawiu, które w Polsce, niestety, krok po kroku jest wprowadzane? Dla obserwatora z zewnątrz niektóre poczynania ludzi będących u władzy wyglądają na rżnięcie nieświadomego głupa. Czy w dzisiejszych czasach możliwe jest, że przejdzie to bez oporu?
To proste, wicemarszałku
Po raz drugi nawiedziła Polskę Komisja Wenecka. Pytany o przebieg rozmów wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki z PiS po spotkaniu w Sejmie stwierdził: „Komisja nie precyzowała zastrzeżeń. Zastrzeżenia zgłaszała opozycja, oczywiste, to znaczy jak zrobić, by obniżyć bezpieczeństwo obywateli Polski" (sic!). Takie wypowiedzi nie dziwiłyby mnie, gdyby wypowiadali je skrajni nacjonaliści, skini czy zwolennicy dyktatury w Polsce. Ale wicemarszałek Sejmu? Czy P.T. marszałek ma prawo tak wypowiadać się o demokratycznie wybranych parlamentarzystach? Tylko dlatego że są w opozycji?! Słuchając takich publicznych wypowiedzi wysoko postawionych członków PiS, mózg mi się topi, mimo że w Montrealu w czasie pisania felietonu nadal przymrozki.
Ten sam wicemarszałek stwierdził (cytuję za „Rz"): „Nie wie, czy komisja będzie przyjeżdżać po każdej ustawie sejmowej i nas o to wypytywać. – Być może Polska jest na tyle atrakcyjnym krajem, a Warszawa na tyle atrakcyjnym miejscem, że rzeczywiście tak będzie. Myślę, że po jakimś czasie będziemy musieli z pewnym sceptycyzmem patrzeć na prace Komisji, jeśli to rzeczywiście ma dotyczyć większości ustaw przyjmowanych przez polski parlament". Odpowiedź powinna być na tyle oczywista, że aż wstyd, a jednak nie dociera do pana wicemarszałka. Dopóki parlament będzie przyjmował ustawy, które są niezgodne nie tylko z polską konstytucją, ale z europejskim poczuciem prawa, wolności obywatelskich i demokracji, dopóty ingerencja Komisji będzie potrzebna. Powiem wręcz, że dopóty, dopóki obecna większość parlamentarna będzie przygotowywała już na pierwszy rzut oka bezprawne i/lub bezsensowne akty prawne, to sugerowałbym Komisji Weneckiej otworzyć filię w Warszawie. Oszczędność na kosztach przylotów będzie ogromna.
Większość informacji na temat prawa w Polsce czerpię z prasy fachowej i poważnych dzienników. Dostęp do polskiej telewizji mam ograniczony, a słuchanie radia też niewiele wnosi, jeśli się nie zna po nazwisku całej wierchuszki polityków wszystkich opcji. Już ze strachem otwieram polską prasę, bo co wiadomość, to jakieś prawne cudo i należałoby temu poświęcić komentarz. Tyle tylko że łam „Rzeczpospolitej" by nie wystarczyło, by prawne nieprawidłowości – nawet przelotnie – zasygnalizować.
Niektórych mi szkoda
Ostatnio zasępiłem się nad losem prokuratorów. Jeśli doniesienia o naruszeniu Konstytucji RP mają być umarzane pod dyktando rządzącej partii i ich szefa, to im współczuję. Mam jednak za sobą tyle lat doświadczenia, że wiem, jak dylemat „prawda czy praca" rozwiązać. Kiedyś było to podwójne oblicze. Wiem z autopsji, jak za moich czasów w ministerstwie, w którym pracowałem, stosowano dwa zdania prawie na każdy temat. Oficjalne dla dyrektora i prywatne – czasem wypowiadane do zaufanych, czasem przemilczane.