Prawnicy zwykli często wyrażać zaniepokojenie tym, że polskie społeczeństwo, pomimo dostępu do internetu, możliwości korzystania z często nieodpłatnej, profesjonalnej pomocy prawnej charakteryzuje niska świadomość prawna, niezrozumienie przepisów i podstawowych zasad regulujących rozmaite sfery życia – od reguł doręczania pism poleconych po formułowanie stanowiska w sprawie sądowej. Adwokaci i radcy prawni często ubolewają, że klienci zwracają się do nich o pomoc dopiero na ostatniej prostej, gdy z problemem niewiele da się już zrobić. Na wcześniejszym etapie zaś sprawę prowadzą samodzielnie, wedle własnego uznania i wiedzeni przekonaniem, iż prymat nad literą powinien mieć duch prawa.
Czytaj także: Joanna Parafianowicz: adwokaci i radcowie oderwali się od tradycyjnych wartości
Zdaniem niepozbawionych choćby części racji pełnomocników lub obrońców ich klienci po wielokroć nie ściągaliby na siebie problemów, gdyby częściej odwoływali się do profesjonalnej wiedzy, doświadczenia i porady. Podobnie zresztą z pewnością sądzą prawnicy, którzy do owych klientów adresują decyzje administracyjne, wyroki czy postanowienia. Jednocześnie prawników dziwi niekiedy brak zaangażowania społeczeństwa w sprawy takie jak trójpodział władzy, niezależność sądów i niezawisłość sędziów, czy też zasady poszanowania tajemnicy zawodowej tej czy innej grupy.
Z jednej zatem strony prawnicy nie rozumieją, jak to możliwe, że Polacy prawo zdają lekce sobie ważyć. Z drugiej zaś każda adresowana do nich decyzja administracyjna zawiera wyliczenie wielu przepisów składających się na podstawę prawną wynikającą z Dziennika Ustaw z danego roku, zapisanego pod określoną pozycją ze zmianami wynikającymi z rozmaitych przepisów, odwołanie się do kodeksu postępowania administracyjnego opublikowanego w Dzienniku Ustaw z danego roku, także zapisanego pod określoną pozycją ze zmianami wynikającymi z licznych nowelizacji oraz przepisów szczególnych. Nadto opis kolejnych etapów postępowania i rozstrzygnięcie. Jeżeli przeciętnemu zjadaczowi chleba uda się dobrnąć i choćby w ogólnym zarysie zrozumieć jego sens, to z pewnością pogubi się w światłych słowach uzasadnienia podsumowanych pouczeniem, z którego trudno wywieść kto, do kogo i za czyim pośrednictwem w terminie liczonym od którego do którego dnia, przy tym bez pełnej świadomości, czy uwzględnić w tym skomplikowanym rachunku dni wolne od pracy czy też nie – może wnieść środek zaskarżenia.
Jeśli do tego dodamy niełatwe do strawienia, właściwe innym procedurom sformułowania pouczeń o uprawnieniach i obowiązkach podejrzanego lub świadka w dowolnej sprawie bądź monotonny głos sędziego, rozpoczynającego rozprawę od rutynowego „stawili się", trudno się dziwić, że zapytany, zamiast podać własne imię i nazwisko, stwierdza niekiedy: „stawili się", a w pozostałych sprawach po prostu nie wie, jak się zachować.