Tylko jedna wersja
Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie śmierci maturzysty, ale kierowała się hasłem z zachowanej notatki ówczesnego szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka: „Ma być tylko jedna wersja śledztwa – sanitariusze". Władza komunistyczna i ówczesna propaganda nie ustawały w wysiłkach, by poprzez ataki na całą „zdeprawowaną" służbę zdrowia uwiarygodnić wersję, że to sanitariusze śmiertelnie pobili Przemyka w windzie budynku pogotowia.
Wykreowano „dowód". 27 września 1983 r. ambulans pogotowia odwiózł pijanego poszkodowanego do szpitala. Miesiąc później lekarka pełniąca wówczas dyżur została aresztowana na podstawie zeznań pacjenta, który twierdził, że okradła go w karetce. Prokuratura uniemożliwiła adw. Maciejowi Dubois, obrońcy lekarki, widzenia z nią, a sprawę przydzielono „wyselekcjonowanemu" sędziemu. Pierwsza rozprawa odbyła się 22 lutego 1984 r., ale po trzech dniach została zdjęta z wokandy i zwrócona do prokuratury. Gdy sprawa wróciła do sądu z uzupełnionym aktem oskarżenia, sędzią był już ktoś inny, a rzekomy poszkodowany zmieniał zeznania przed sądem, by wreszcie przyznać, że ich treść podyktowano mu w czasie przesłuchań. W końcu przestał pojawiać się na rozprawach i odpowiadać na wezwania. Lekarka została uniewinniona.
Gdy obecny minister sprawiedliwości przyznaje w Senacie: „zgłosiliśmy takich sędziów, którzy byli naszym zdaniem gotowi współdziałać w ramach reformy sądownictwa", i sugeruje, że kolejna ekipa rządząca może sobie wybrać „swoich", trudno obronić się przed wspomnieniem czasów, w których selekcjonowano sędziów do znaczących dla władz spraw.
Sprawa Grzegorza Przemyka i powiązana z nim sprawa oskarżonej lekarki pokazuje też, jak aparat państwa oraz media mogą być wykorzystane do budowy niechęci do osób i grup zawodowych. Jak można manipulować opinią społeczną. Wydawałoby się, że to czasy minione, era komunizmu. Niestety, historia lubi się powtarzać.
Odbić Senat
Po wyborze na marszałka Senatu prof. Tomasza Grodzkiego rozpoczęła się nagonka mediów publicznych i prawicowych pod hasłem „odbić Senat z rąk opozycji". I choć do tej pory nikt nie miał zastrzeżeń do senatora Grodzkiego, to nagle został on zasypany zarzutami o korupcję w czasie, gdy pracował jako lekarz.
„Mocny zarzut wobec marszałka Grodzkiego. Mama umierała, a on chciał 500 dolarów" – brzmiał nagłówek materiału Telewizji Republika. „Nowy marszałek Senatu domagał się 500 dolarów za operację? Ciężki zarzut profesor Uniwersytetu Szczecińskiego" – pisał z kolei portal wPolityce.pl. Mniejszą uwagę poświęcano oświadczeniom cytowanej profesor, która próbowała prostować medialne nagłówki. Twierdziła, że nikt nie sugerował jej opłaty jako warunku operacji, a wpłata, której miała dokonać „pod presją psychiczną" była na konto Fundacji Pomocy Transplantologii w Szczecinie.