Nie opadło jeszcze polityczne oburzenie po sloganach o „białej Europie", „czystej krwi" czy „separatyzmie rasowym", jakie pojawiły się przy okazji Marszu Niepodległości, a opinie publiczną poruszył widok szubienic, na których umieszczono zdjęcia polityków opozycji. Pojawiły się informacje o aktach niechęci, a nawet agresji o podłożu etnicznym. W ostatnich dniach zobaczyliśmy obrzucanie jajkami aut polityków i usłyszeliśmy słowa, które mogły być interpretowane jako nawoływanie do sięgania po argument siły. W ostatnich godzinach dotarła do nas bardzo niepokojąca informacja o skandalicznym i bandyckim – w chwili pisania tego tekstu niewyjaśnionym – podpaleniu biura poselskiego minister Beaty Kempy.
Te dość różne i niepokojące wydarzenia z jednego tylko, ostatniego miesiąca, przy wszystkich między nimi fundamentalnych różnicach, łączy jedno – są one sygnałem, że poziom wzajemnej politycznej niechęci w naszym życiu publicznym znów przybrał na sile i znów zbliża się do niebezpiecznej granicy, za którą czai się przyzwolenie na otwartą agresję. I jakkolwiek jesteśmy dziś między sobą głęboko politycznie podzieleni, wspólnie musimy na nią reagować.
Kto sieje wiatr?
Rozmowy, jakie usiłujemy prowadzić na ten temat, często zaczynają się i kończą na pytaniu: „kto sieje ten wiatr?". Kto winien jest narastaniu politycznej niechęci między nami? W jakim stopniu prowadzą do niej, zarządzający politycznym konfliktem, politycy? A w jakim goniące za sensacją lub polityką media? Ile udziału w jej kreowaniu mają rządzący, a ile opozycja?
Tu i teraz, w sytuacji nakręcającej się spirali politycznego konfliktu, trudno jednak na nie odpowiedzieć w sposób dla wszystkich w miarę przekonujący. Dlatego też, tu i teraz, ważniejsze i pilniejsze do przemyślenia wydaje się pytanie inne. Nie tyle o polityczną winę, ile o polityczną odpowiedzialność. Pytanie o to, kto z nas – niezależnie od winy – szczególnie odpowiada dziś za to, by tę niebezpieczną spiralę przynajmniej zatrzymać. I w czyim ręku są dziś klucze do uspokojenia sytuacji.
Pierwszą i największą chyba odpowiedzialność za atmosferę publiczną – i to niezależnie od kwestii winy – ponosi zawsze władza. Nie dlatego przecież nakładamy na tych albo innych polityków ciężkie i zaszczytne brzemię władzy, że zastanawiamy się nad tym, na ile realnie przyczynili się oni do naszych problemów, ale dlatego głównie, że oczekujemy od nich możliwe skutecznych recept i działania.