Zięba zarzuca tej formacji błędne rozeznanie rzeczywistości, przekonanie o własnej nieomylności, poczucie wyższości, a nawet pogardy wobec większości „zacofanego społeczeństwa" i – jako konsekwencję powyższego – intelektualną gnuśność i zupełną niezdolność do prowadzenia dialogu z inaczej myślącymi, w tym z Kościołem.
Maciej Zięba bardzo krytycznie ocenia także największą opozycyjną partię, zarzucając jej bezideowość i dokonywanie wolt w kwestiach światopoglądowych pod wpływem sondaży i taktycznych kalkulacji. Konsekwencją takiego stanu rzeczy jest według autora niemożność podjęcia przez Kościół roli mediatora w głęboko podzielonym społeczeństwie, a przecież tę rolę polski Kościół niejednokrotnie z powodzeniem wypełniał w przeszłości, i wielka trudność w budowaniu w naszym kraju „nieideologicznego centrum," próbującego przezwyciężyć zimną wojnę domową toczącą się w Polsce.
Skazani na PiS?
Odnajduję też w tekście dominikanina myśl, która nie została wyrażona wprost, ale można ją odczytać z całości wywodu: stan głównej opozycyjnej partii i postawa liberalnej lewicy powodują, że wielu katolików bardzo odległych od politycznej skrajności i ideologicznego zacietrzewienia, skazanych jest z braku wiarygodnej alternatywy na popieranie w wyborach partii rządzącej. Ta uwaga może odnosić się także do postawy niektórych biskupów zdystansowanych do PiS.
Maciej Zięba zajmuje w polskim życiu umysłowym ważne miejsce. Zawsze czytam jego teksty z uwagą. Od wielu lat nie tylko się z nim przyjaźnię, ale odczuwam bliskość myślenia.