Gdyby mnie ktoś spytał, czy jestem tym zaskoczony, to odpowiedź byłaby negatywna. To, że abp Tadeusz Wojda nie ma wiele do powiedzenia, można było stwierdzić już wcześniej, bo jego kazania – zarówno jako metropolity białostockiego, jak i gdańskiego, poza jednym, dość niechlubnym wyjątkiem – nie przebijały się do przestrzeni publicznej. Pozbawione charyzmy i autentycznie głębokich przemyśleń były także pierwsze wypowiedzi abp. Wojdy jako przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Jeśli coś w nich zaskakiwało to, co najwyżej fakt, że metropolita gdański, odpowiadając na pytania dziennikarki Pauliny Guzik, oznajmiał, że w istocie kwestia prawdziwości zarzutów wobec abp. Sławoja Leszka Głódzia nie ma większego znaczenia. Katolicki hierarcha oznajmiający, że prawda i stan faktyczny nie mają znaczenia, to rzecz jednak szokująca. Ale poza tym wielu zaskakujących elementów w wypowiedziach hierarchy nie ma.
Czytaj więcej
Etyka i moralność, choć czasem lekceważone jako pięknoduchostwo, są konieczne w polityce. Może najmocniejszym tego przykładem jest wojna, gdzie to właśnie etyka odróżnia świat barbarzyństwa od cywilizacji.
Co mówił abp Tadeusz Wojda na Jasnej Górze. Czy Kościół też nie odpowiada za zmianę na gorsze?
Znakomitym tego potwierdzeniem jest homilia z Jasnej Góry wygłoszona w uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski i treść słowa przed Apelem Jasnogórskim. Obie te wypowiedzi podsumowują wizję Kościoła i Polski abp. Wojdy. Wiele w tych wypowiedziach narzekania, zarzutów wobec rzeczywistości, ale zero świadomości przyczyn pewnych zjawisk. Wiele ubolewania nad tym, że coś się zmienia na gorsze, ale żadnej próby odpowiedzi na pytanie, dlaczego się zmienia, i czy może także Kościół – w tym biskupi – nie ponosi za to odpowiedzialności.
Zostawiając już na boku fakt, że porzucenie katolicyzmu wcale nie musi się wiązać z egzystencjalną pustką, trudno nie dostrzec, że arcybiskup traktuje te zjawiska jako swoisty „dopust Boży”, za który nikt, a już z pewnością nikt w Kościele hierarchicznym, nie odpowiada.
„Chcemy Jej (czyli Matce Bożej – aut.) powiedzieć, że coraz mocniej dostrzegamy słabnącą wiarę w naszym narodzie, beztroskie opuszczanie niedzielnej Eucharystii i sakramentów. Obserwujemy brak solidnego przekazu wiary w rodzinach. Swoje żniwo zbiera sekularyzacja, już nie tylko pośród dorosłych, ale także pośród dzieci i młodzieży. Słabnie poczucie potrzeby umocnienia związków małżeńskich poprzez sakrament. Szerzą się postawy moralne sprzeczne z Ewangelią i nauczaniem chrześcijańskim” – mówił biskup. „Zatrważające jest to, że my, naród Maryi, tracimy świadomość naszej polskiej tradycji i kultury, przepełnionej chrześcijańską postawą otwartości i szacunku dla innych, wrażliwości na dar życia ludzkiego. Ta chrześcijańska tożsamość – wbrew temu, co się mówi – jest nam potrzebna, abyśmy nie popadli w pustkę egzystencjalną i nie utracili nadziei życia” – dodawał.