Minął rok od ujawnienia przez tygodnik „Wprost" nagrań z podsłuchów w restauracjach Amber Room oraz Sowa & Przyjaciele. W nieoficjalnie już rozpoczętej kampanii przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi cytaty z rozmów toczonych między latem 2013 a latem 2014 r. nabierają pikanterii. Dziś widać wyraźnie, które scenariusze udało się zrealizować.
Ostatnie dymisje w rządzie, w których premier Ewa Kopacz pozbyła się większości bohaterów taśm, są odejściem od strategii, którą przyjął premier Donald Tusk przed rokiem, a wyłuszczył ją w lipcu 2013 r. Bartłomiej Sienkiewicz. Ówczesny szef MSW opisywał wizytę w Hiszpanii.
Tamtejszy premier Mariano Rajoy stwierdził wtedy na konferencji prasowej: „Królestwo Hiszpanii jest państwem prawa i żadne państwo nie ulega szantażowi. To jest wszystko, co mam do powiedzenia". To samo powiedział po pierwszych taśmach Tusk i PO trzymała się tej linii przez rok.
Wraca Bieńkowska
Tuż po przegranej Bronisława Komorowskiego i na kilka miesięcy przed najważniejszym starciem Kopacz zdecydowała się tę taktykę porzucić. Zdymisjonowany marszałek Sejmu Radosław Sikorski tłumaczył to w rozmowie z „Newsweekiem": „Groziło nam, że kampania wyborcza będzie grą nielegalnymi taśmami, podsłuchami, za pomocą których grupa typów spod ciemnej gwiazdy, wykorzystując media, przy bierności prokuratury i – zdaje się – z jakimś wkładem opozycji, będzie próbowała przeprowadzić pełzający zamach stanu" – przekonywał.
Opozycja z sięgania do taśm zrezygnować nie zamierza, o czym świadczy spot PiS, który jest odpowiedzią na przyjęcie we wtorek przez rząd programu dla Śląska. Ma on uderzać w wiarygodność rządzących poprzez przypomnienie słów Elżbiety Bieńkowskiej z rozmowy z szefem CBA Pawłem Wojtunikiem. Dawna wicepremier mówiła o tym, że Ministerstwo Gospodarki „w d... miało górnictwo" i poobsadzało spółki swoimi ludźmi, którzy dużo zarabiali, nie robiąc nic.