Do opisania sytuacji politycznej po wyborach samorządowych bardzo pasuje cytat z „Lamparta” di Lampedusy, iż wiele musiało się zmienić, by wszystko pozostało tak, jak było. Bo zaiste, jeśli spojrzymy na nasz partyjny krajobraz, to niewiele się on przekształcił od wyborów 2015 roku. Jedynym poważnym przesunięciem jest wchłonięcie Nowoczesnej przez Platformę Obywatelską. Reszta pozostała bez zmian.
Czego bowiem dowiedzieliśmy się o nastrojach politycznych Polaków dzięki tej elekcji? Że nadal niekwestionowanym liderem pozostaje Prawo i Sprawiedliwość. Gdyby dziś odbyły się wybory do Sejmu, to pewnie by je wygrało, zdobywając około 40 proc. głosów i, być może, ponad połowę mandatów (to drugie uzależnione byłoby od tego, ile partii przekroczyłoby próg wyborczy, a ile znalazłoby się pod nim). Zatem od 2015 roku nic się w tej materii nie zmieniło – partia Jarosława Kaczyńskiego pozostaje faworytem przyszłorocznych wyborów i być może zdobędzie w nich bezwzględną liczbę mandatów w Sejmie.
Euforia na wyrost
Oczywiście, nie spełniły się marzenia PiS o marszu do centrum, o odbiciu miast, o zaczarowaniu elektoratu umiarkowanego, na którego wabikiem miał być Mateusz Morawiecki oraz młodzi kandydaci na prezydentów wielkich miast. Ale nie oznacza to, że rządzące ugrupowanie jest w kryzysie czy że właśnie zaczął się jego schyłek.
Tak zapewne myślą, a na pewno mówią, liderzy opozycji, ale wyniki ich partii nie są zachwycające. Owszem, zdominowali miasta, obronili władzę w większości sejmików, ale jednak przegrali tę elekcję. Euforia po drugiej turze, w której kandydaci PiS przepadali nawet w Ostrołęce, Łomży, Radomiu, Sanoku czy Przemyślu, mogła sprawiać wrażenie katastrofy Zjednoczonej Prawicy, ale prawda jest taka, że obraz całej bitwy, w pierwszej i w drugiej turze, był dla opozycji wcale niezachwycający. Połączone siły PO i Nowoczesnej przecież wyraźnie przegrały z PiS, stosunkiem 34 do 27.
I tak jak 1 nie jest większe od 27, tak 27 nie jest większe od 34. Koalicja Obywatelska została pokonana przez partię Kaczyńskiego i nic na razie nie wskazuje, by za rok miało się to zmienić. Bez radykalnego załamania nastrojów społecznych PiS na jesieni 2019 roku wygra. Zwłaszcza że nie będzie próżnował i zapewne zadba o kolejne grupy społeczne.